bio-forum.pl Zaloguj Wyloguj Edycja Szukaj grzyby.pl atlas-roslin.pl
Fenomen martwej rodziny (rural legends)
« » bio-forum.pl « Grzybobranie « starsze wątki (do 01 października 2016) « Folklor, etnografia, czego to ludzie nie wymyślą «

#373

2004.09.08 00:13 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Piotr Perz (pimpek)
Tego typu opowieści ma chyba każda miejscowość - od małej wioski gdzie wszyscy się znają, po duże miasto.
Tzw. "stary grzybiarz" jest fachowcem. Od zawsze zbiera grzyby i doradza już drugiemu pokoleniu grzybiarzy. Zna wszystkie gatunki, zna lasy - guru.
Pewnego dnia.... truje całą swoją rodzinę. On np. przeżył. Zwariował i siedzi całymi dniami rysując sztuka po sztuce na papierze każdego grzyba którego znalazł. Obkłada się atlasami lecz nie znalazł, gdzie popełnił błąd. Następne lata życia spędza zdziwaczały i zgoszkniały. Nigdy nie dowiedział się, Co To BYŁO.

Prawda? Każdy chyba słyszał taką, podobną lub tego typu opowieść. Niekiedy umiera dziecko rodzicom, niekiedy umiera cała rodzina ale NIGDY nie wiadomo dlaczego.

Na czym polega ten fenomen? Co to w/g Was jest, że ludzie zbierający grzyby przez dziesiątki lat - nagle się tragicznie mylą ?

Każdy chyba słyszał też opowieści typu: "Moja siostra/córka/kuzynka/koleżanka pracuje w laboratorium. Ostatnio dostała grzyba-mutanta. Niby prawdziwek a śmiertelnie trującu bo się zmieszał z muchomorem. Na prawdę! Wczoraj nie mogła uwierzyć i do dzisiaj go bada. Dzwoniła, żeby nie jeść grzybów. To przez Czernobyl!".

Prawda, że to też słyszeliście? O co chodzi? Co w/g Was robią starzy wyjadacze, że trują całe rodziny? Czy wierzycie, że tak jak strzelba nienaładowana raz na rok sama strzela, tak jeden raz w życiu prawdziwek zabija?

#226

2004.09.08 00:28 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Marek Snowarski (admin)
Pimpek. Pierwsze słyszę. Od Ciebie.

Piotrek, rozwijaj ten talent. Huchaj na tą iskrę bożą. Pimpek, Stephen King się chowa :) Zwłaszcza ten kawałek o laborantce.

#374

2004.09.08 00:32 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Piotr Perz (pimpek)
Marku! Na prawdę nie trafiłeś na taką opowieść? ZNAM osobiście takiego gościa, co otrół żonę i córkę w Domaszkowie. W sobotę słyszałem kolejną opowieść jak gość otrół żonę i 2 córki.
Od ok. co .... chm.... 5-tej osoby słyszę, że jest taki ktoś u nich w rodzinie.

Dzisiaj słyszałem o kierowcy karetki, który codziennie widzi zatrute wątroby (sic!). Dzisiaj słyszałem o laborantce, która trafiła na mutanta i się przeraziła, co to się teraz robi i że w oczach powstają nowe gatunki.

To są standardowe opowieści, które się słyszy! Nie mów, że Ty nigdy !! ??

(wiadomość edytowana przez pimpek 08.Wrzesień.2004)

#227

2004.09.08 01:04 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Marek Snowarski (admin)
Słyszałem tylko w wersji "że się mówi, że się mówi".

Piotrek. Skoro masz relację z pierwszej ręki. Dla dobra nauki. Pójdź do tego gościa co to otruł. Pójdz z atlasem i przygotowany do wywiadu. Wypytaj co i jak. Tzn. jakie grzyby zbiera, jak je nazywa itd. Zweryfikuj - pokaż obrazek atlasie, zapytaj czy ten zna, jak nazywa, czy zbiera. Po czym poznaje, że ten to ten.
Notuj odpowiedzi. Nie daj się ponieść jego opowieści. Postaraj się oddzielić w rozmowie fakty od komentarzy i interpretacji.
:)

Takie opowieści, jak ta o laborantce, nie biorą się z niczego. Po części są to oczywiście wpółczesne legendy (urban legends). Ludzie lubią się straszyć strasznymi opowieściami i potrzebują cudów. Ale ich podłożem często są realne zdarzenia (choć często w łańcuszku opowieści zmienione i poprzekręcane do niepoznaki np. przez generalizację i ubarwienie sensacją - z:
"Janek spod siódemki, sanitariusz, zawiózł, w ubiegły czwartek, do szpitala Janicką z parteru bo skarżyła się na duszności"
=>
"sanitariusze zwożą z całego województwa żywe trupy do Lądka Zdroju; nie da sie ich odróżnić od normalnych ludzi, dopiero jak im spojrzeć w oczy i wezwać imię bożę, pienią się; to efekt masowego zatrucia udkami kurzymi nlelegalnie sprowadzonymi z fermy w reaktorze Czernobyla; te kury podobno karmili karmą z grzybów co wyrosły na grobie Mołotowa; żeby pani wiedziała, cały park w Lądku jest pełen tych zombie, Janek co ich tam zwozi na własne oczy widział; widomy znak że koniec świata się zbliża i Antychryst triumfuje").

To jak z tym kawałem, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają zegarki.

#80

2004.09.08 08:08 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Bogusław Mazurek (bogdan)
"Przechlapany" i niemiły temat i chciałoby się aby nas nie dotyczył. Chciałoby się o nim nawet nie słyszeć.
Starzy grzybiarze, "guru" - jest ich dziesiątki tysięcy - "wpada" jeden na prę-, paredziesiąt tysięcy - czemu ???
Może to rutyna, zbytnia pewność siebie (swojej wiedzy).
Znam osobiście jednego starego grzybiarza który miał wpadkę, do szpitala posłał tylko siebie.
Przeżył.
Zbiera dalej.
Do tej pory nie wie jak to się stało, gdyby nie to zatrucie dałby sobie "rękę uciąć", że wszystkie przyniesione grzyby były OK.
Z doniesień regionalnej prasy (?) w ubiegłym roku w lubelskim było dwa przypadki zatrucia dzięki doświadczonym grzybiarzom - na szczęście zaden nie był śmiertelny.
Może to jednak jest jak z tą strzelbą?

#5

2004.09.08 08:23 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Jerzy Staroń (preskaler)
A może to jest tak jak ze stolarzami? Wiecie kiedy stolarz obcina sobie palce? Jak jest młody i niedoświadczony (rzadziej) i jak jest stary i rutynowany (przeważnie).

#375

2004.09.08 08:57 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Piotr Perz (pimpek)
To tak jak z kierowcami. Pierwszy wypadek mają zaraz po otrzymaniu prawka i się nie dziwią. Jest on najczęściej niegroźny. Po laaaaatach, gdy uwierzą (zaślepienie) że już jeżdżą dobrze - mają kolejny - tym razem poważny.

Bogdan też zna taki przypadek więc to chyba możliwe, że każda miejscowość ma takiego kogoś. Ale przerażające jest właśnie to "rękę bym sobie ucął"...

#228

2004.09.08 10:10 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Marek Snowarski (admin)
Ja jednak będę obstawał przy racjonalnym, rzeczowym podejściu.

Skoro jest skutek to była i przyczyna.

Skoro się struł to się zatruł czymś co zebrał.
Pytanie jak to zebrał, jak się pomylił.
A że delikwent sam nie wie jak to zrobił to norma.
"Panie władzo jakoś tak sama nagle mi się pojawiła na środku drogi, z nieba spadła".

Zostają wiec hipotezy. Moja hipoteza jak dochodzi do pomyłki jest trywialna (cudów nie ma) i opisana w radach w każdym atlasie grzybów:

a) zbieranie ledwo rozwiniętych grzybich embrionów - o pomyłkę łatwo, gdy egzemplarz bardzo młody więc cechy niewyraźne, a nuż wygrzebał w swoim przekonaniu maślaka wielkości orzecha laskowego a był to embrionalny muchomor sromotnikowy? nic dziwnego, że nie ma pojęcia jak to się stało - "same bagniaki żem zbierał"

b) nikła wiedza na temat budowy grzybów - jakimi kategoriami cech dysponuje "naturalny zbieracz" - widzi sitko a pierścienia i pochwy niekoniecznie bo nie wie, że coś takiego może istnieć;

Jochen Gartz podaje w swojej "Magic Mushrooms Around The World" (p.62) ciekawe przykłady ignorancji "naturalnych zbieraczy"; także tej połączonej z dużą wiedzą na temat konkretnego lub konkretnych gatunków grzybów; np. ludzie którzy doskonale rozpoznają łysiczkę lancetowatą ale nie odróżnią pieczarki od innych grzybów.
Sami chyba potrafimy podać lepszy przykład stanowiącego normę u nas zbieracza prawdziwków/podgrzybków/koźlarzy który nie to, że kani nie odróżni od innych, ale nawet pieczarki czy kurki nie rozpozna.
Problemem może być u takich naturalnych zbieraczy gdy zbierając gatunek A (np. gąski zielonki) nie ma pojęcia o wyglądzie i istnieniu gatunku B (np. muchomora sromotnikowego) i nie dostrzega takich cech jak pochwa, pierścień, inne detale budowy. A jak jeszcze zbiera "embriony". To samo pieczarka - muchomor jadowity. Przy braku wiedzy o istnieniu białych muchomorów, i braku w aparacie pojęciowym kategorii barwa blaszek = barwa wysypu zarodników i zbieraniu embrionalnych pieczarek można wcześniej, czy później trafić 5 w tym totolotku.


Przysłowie "Strzelba raz do roku sama strzela". Oczywiście w śledztwie później wychodzi kto popełnił błąd i zostawił strzelbę naładowaną. Dla ofiary jest już jednak za późno. A mimowolny sprawca jest jak zwykle zaskoczony.
Dlatego są procedury bezpieczeństwa aby zmniejszyć ryzyko błędu - nie celuje się w ludzi dla zabawy, przeładowuje w bezpiecznym miejscu itd.

Podobne bezpieczne procedury przy zbieraniu grzybów są opisywane w każdym atlasie - nie zbierać małych, w razie wątpliwości zostawić (dodał bym - nie ufać, to zdrowo), znać cechy grzyba i podobnych. Każdy popularny atlas książkowy daje rady w tym kierunku.

W bogatych (Szwajcaria) lub bardziej cywilizowanych krajach (Czechy) lokalna administracja nawet w małych miasteczkach opłaca w sezonie licencjonowanego grzyboznawcę, który siędzi w kantorku, można do niego pójść z grzybami i fachowo je przepatrzy. Za darmo. U nas jest to podobno teoretycznie możliwe ale za pieniądze w Sanepidach (sprostujcie jeśli się mylę).

A liczba nieszczęśliwych wypadków jest tak duża bo jak wynika z badań ponad 90% zbierających grzyby opiera się wyłacznie na praktyce przekazywanej lepiej lub gorzej z pokolenia na pokolenie. Często zawodnej. Można sparafrazować że "najbardziej rozgarnięci (i szczęściarze) przeżywają".

(labidzenie typu "rękę bym sobie itd. to już nie kategoria dedukcji a kategoria lamentu i użalania się nad przeciwnościami i pułapkami losu, itd. - tym się nie zajmuję)

#0

2004.09.08 10:33 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Ewa 1
Nie spotkałam się z tego typu opowieścią w moich rodzinnych stronach, ale sądzę, że takie wypadki się zdarzają.
1.Pomyłka grzybiarza.
Gdy ten grzybiarz jest jedynym znawcą grzybów w swojej rodzinie.Taki rodzinny guru, który się nigdy nie myli , może nie odczuwać już potrzeby powtórnej weryfikacji grzybów przy obieraniu.Przekazuje swój zbiór żonie czy dzieciom,które mogą słabo lub wcale znać się na grzybach. Ładują jak leci wszystko do garnka z wiadomym skutkiem.Ryzyko jest tym większe, im wieksza jest różnorodnośc zbieranych przez niego gatunków.
Taki grzybiarz wcale nie musi być smakoszem grzybów.Mój ojciec na przykład zbierał bardzo dużo grzybów, a jadł tylko dwie potrawy:pierogi( ale tylko z gąsek lub bedłek)i marynowane(tylko gąski). Innych grzybów do jedzenia nie uznawał jako zbyt ciapowate.
Grzybiarz mógł się pomylić, ale nie chce tego przyjąć do wiadomości. Uważa, że to niemożliwe, bo przecież zna się na grzybach, tyle lat je zbiera,jest ekspertem grzybowym dle całej okolicy , nikt sie nigdy nie zatruł jego grzybami, więc i teraz nie mogło się tak stać.Jego psychika do tego stopnia broni się przed odpowiedzialnością za rodzinną tragedię, że jest w stanie usunąc z pamięci jakieś wątpliwości przy wzięciu do koszyka tego czy innego grzybka.
Będzie szukał wytłumaczenia gdzie indziej, byle odsunąc od siebie winę.

2.
Grzybiarz się nie pomylił, ale zbierane przez niego dobre grzyby z jakichś powodow zaszkodziły rodzinie(złe przechowywanie, niewłaściwie przyrządzone, zakażone bakteriami, zanieczyszczone substancjami toksycznymi np. zbierane gdzieś na łące po opryskach)
Obserwując ilości i rodzaj odpadów i śmieci wyrzucanych w lesie, wcale bym sie nie zdziwiła, gdyby jakiś zmyślny gospodarz lub zapalony działkowiec pozbywał się resztek przeterminowanych środków ochrony roślin lub innych chemikali wlaśnie w jakimś zagajniku, bo po paru latach i tak się samo rozłoży.Ludzka głupota i bezmyślność w tym względzie nie zna granic.
No i jest jeszcze coś takiego jak osobnicza wrażliwośc na jakiś czynnik.Czyli to co jednemu szkodzi, drugiemu nie musi. Czego żyjącym dowodem jest Piotrek eksperymentujący kulinarnie z takimi gatunkami, które innych smiertelnikow wyslałyby do szpitala.
Co do pani laborantki.
Na tym forum najlepiej widać jak trudno czasem oznaczyć jakiegoś borowika, który ma albo nie taki kolor kapelusza, albo nie takie pory jak powinien, albo coś nie tak z siateczką na trzonie, albo ciemnieje nie w tym kolorze co trzeba, albo rośnie nie pod tymi drzewami co powinien.
A przecież borowików nie ma w końcu setek gatunków (a może jest aż tyle-nie wiem?)
Nie sądze, żeby pani laborantka miała dostęp do wiedzy o tych paru tysiacach gatunków grzybów kapeluszowych w Polsce i mogła na tej podstawie określić, że znaleziony przez nia grzyb to jakiś nowy, zmutowany gatunek, a nie gatunek, którego ona po prostu nie zna.Najłatwiej zwalić winę na Czarnobyl.

#17

2004.09.08 12:42 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Wojciech Zięba (wojtek_z)
Dlatego też zbieram tylko i wyłącznie gatunki sprawdzone i wg.mnie pewne.I uwierzcie że choćby jakiś ,,guru''dawał sobie rękę uciąć że grzyb przez niego zebrany jest jadalny,a ja nie mam do tego przekonania to nie ma możliwości żebym go wrzucił do garnka.Pewnie dlatego jeszcze żyję :),choć grzyby zbieram od ponad 20 lat.

#81

2004.09.08 13:54 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Bogusław Mazurek (bogdan)
Bronię "guru grzybiarzy".
To są lata praktyki, dziesiatki lat. Z ojca na syna.
"Cywylizowane" kraje - dorośniemy!!!
"Blaszki" jem - czasem na granicy ryzyka - też żyję. Staram się tylko zchować umiar "co wiem ??? - to jem". Na razie się sprawdza :-)))

#6

2004.09.08 15:19 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Kazimierz Schmidt (kazik)
Zgadzam się z Wojtkiem. Nigdy, podkreslam, NIGDY nie wezmę od nikogo grzybów suszonych czy nawet marynowanych (bo nawet jak są same rurkowe to przed wrzuceniem do octu mogły się parzyć w jednym roztworze ze sromotnikiem czy zasłonakiem). Mogę wziąć grzyby świeże od teściów ale też tylko wtedy gdy:
- mają rurki pod spodem (kiedyś też igiełki :-(
- nie były zbierane razem z blaszkowymi (oprócz kurek).
Ponadto prawdziwy grzybiarz je to co sam zbiera. To nawet byłaby ujma dla mnie gdybym kupił grzyby inne jak hodowlane pieczarki.

Jak byłem dzieckiem to cała rodzina jadła olszówki uznawane wtedy (także w encyklopedii) za "jadalne po sparzeniu". Teraz są uznawane za trujące (może nie śmiertelnie, ale zawsze jak podawać truciznę przez 20 lat to efekt może być ten sam). Całe szczęście nikt się wtedy nie zatruł... Opisuję to bo może się okazać za 10 lat że np. maślak sitarz jest trujący... oczywiście w pewnych warunkach itd. itp.... Pamiętam jak Wicherek w latach 60-tych zachwalał w telewizji piestrzenice jako przepyszne grzyby. Nie pamiętam czy akurat kasztanowate ale i tak z tego mogło być parę większych zatruć. Całe szczeście że ludzie rzadko zbierają marcowe grzyby i nie ufają takim "paskudom".

Co do opowieści to i ja pamiętam jedną (opowiadał mi niezyjący już dziennikarz z Podlasia, a więc nie zweryfikuję. Otóż jeden leśnik (znawca) zbierał specjalnie sromotniki i je suszył w celu ... trucia szczurów, uznając miksturę sporządzaną na bazie suszonych sromotników jako najlepszą na te gryzonie, bo działającą z takim opóźnieniem, że szczury nie kapowały kto je zatruł. Grzybki suszyły się na werandzie leśniczówki.
Lesnik zaprosił swoją rodzinę z miasta na tydzień, w sierpniu. Jakież było jego (tragiczne) zdziwienie gdy okazało się że po świętach Bożego Narodzenia wszyscy zmarli. Nie od razu skojarzono fakty...

I dlatego zgadzam się też z Markiem. Nic sie nie dzieje bez przyczyny.

Wracając do przykładu drogowego. Wydaje nam się że świetnie jeździmy (tak wynika z badań) a jeździmy fatalnie. Kiedyś się zastanawiałem jek to jest możliwe że widzę w Warszawie codziennie tylu kierowców bez świateł. No jak można!!!. Aż kiedyś sam zapomniałem włączyć. Nie zepsuły się. Po prostu ZAPOMNIAŁEM. Po zastanowieniu się że jeżeli widzę codziennie tysiące (dziesiątki tysięcy) aut to z samego rachunku prawdopodobieństwa wynika że ktoś musi zapomnieć i wcale nie musi to być rzadki palant tylko zwyczajny gość, jak ja.
Myślę, że z grzybami jest podobnie. Rachunek prawdopodobieństwa i tyle. Guru zbierający "czubki" i "panienki" po pewnym czasie się zestarzeje i wzrok już nie ten... A przyznać się do tego jest trudno.
Proponuję taki test: wyjmijcie w lesie na grzybach prawo jazdy i przeczytajcie to co jest drobnym drukiem na odwrocie napisane. Ja jeszcze 2 lata temu czytałem...

#6

2004.09.08 16:56 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Jerzy Staroń (preskaler)
Też to zauważyłem, że już nie ten wzrok i dlatego grzyby zbieram w okularach. No może nie całkiem ale mam na czole i podczas cięcia i wstępnego oczyszczania, opuszczam na nos obserwując to co zebrałem. Doskonałym przykładem jest tutaj porównanie z ruchem drogowym. Zapytam wprost. Kto NIGDY nie ryzykował na drodze w mniejszym lub większym stopniu? Nie znając drogi i nie wiedząc czy jest śliska, jedzie się nie raz z nadmierną szybkością i dopiero jakieś drobniejsze czy nawet poważne ostrzeżenie z "Góry" sprowadza na nas otrzeżwienie. Podobnie jest z grzybami! I bardzo dobrze, że porusza się ten temat! To jest BHP i należy sobie (i innym) o tym przypominać!

#377

2004.09.08 18:14 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Piotr Perz (pimpek)
MARKU !!

już drugi raz zauważam, że z wyrazu "nas" robi się link. Dlaczego ?

#261

2004.09.08 18:55 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Jolanta Kozak (jolka)
Sądzę, że winna jest zbytnia pewność siebie. Zaczynamy zbierać małe grzybki, "bo przecież w tym miejscu całymi latami nic innego nie rosło". To jest dobry temat na otrzeźwienie. W moim malutkim środowisku jestem wyrocznią, jak pewnie każde z Was. Przyjaciele mówią:"jeżeli Jola powie, że mam zjeść to zjem". A Jola powinna właśnie zacząć się zastanawiać, czy przypadkiem nie zaczyna być zbyt pewna. Co i Wam, moi mili, polecam...

#82

2004.09.09 07:50 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Bogusław Mazurek (bogdan)
Zgadzam się Jolu, zbytnia pewność siebie może być zgubna.
Osobiście postaram się wziąć to do serca i głowy.

#12

2004.09.09 17:10 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

irena piec (irena)
Mój ojciec-stary grzybiarz/83lata/mawia-"wszystkie grzyby są jadalne ale niektóre tylko jeden raz!!!!!!!!!!

#264

2004.09.09 19:27 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Jolanta Kozak (jolka)
Winne są również przesądy typu: srebrna łyżka albo cebula nie czernieje". Do dziś wysłuchuję tych idiotyzmów i autorzy tych powiedzeń wykłócają się ze mną, że nie mam racji, mówiąc, iż to bzdura... Włos się na głowie jeży.

#384

2004.09.10 19:39 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Piotr Perz (pimpek)
Tak, to prawda.

- nadjedzony przez ślimaki / zwierzęta / robaki = jadalny
- srebro czernieje = jadalny
- cebula czernieje = jadalny
- ziemniak czernieje = jadalny
- nie ma siateczki = trujący
- jaskrawy kolor (żółty, czerwony) = trujący

BZDURA, ale chyba Lepper musiałby to głośno powiedzieć, żeby ludzie uwierzyli :)

#235

2004.09.10 19:57 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Marek Snowarski (admin)
Święta racja.
A innym musiałby to głośno powiedzieć Ojciec Rydzyk aby zmienili zdanie.

#0

2004.09.11 12:21 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Ewa 1
Przyznaję, że jestem aż do przesady ostrożna, jeśli chodzi o grzyby, co zresztą zawdzięczam tradycjom rodzinnym.
Zbierało się tylko kilka gatunków grzybów, a jedyne odstępstwo(nowy gatunek) od tej reguły stanowiły kanie.

Z kaniami zwiazana jest nawet taka anegdota(prawdziwa).
Jakieś 30 lat temu te grzyby uznawane były za muchomory i rosło ich w bród.
Pewnego razu jakiś (przyjezdny )kolega z pracy ojca, miał dość tłumaczenia miejscowym, że to bardzo dobre grzyby jadalne i postanowił im to udowodnić. Nazbierał koszyk dorodnych kani,ale nie miał ich gdzie usmażyć, bo żadna szanująca się pani domu nie chciała go wpuscić do swojej kuchni z muchomorami.
Zaprosił więc kolegów do gospody, zamówił kolejkę i poprosił kucharkę o usmażenie grzybów tak jak kotlety schabowe.Kucharka szczęśliwym trafem pochodziła z okolic, gdzie te grzyby uważane byly za przysmak, więc się zgodziła.

Trwało to dłuższą chwilę, zanim potrawa była gotowa, w międzyczasie oprózniano kolejkę za kolejką, tłum w gospodzie gęstniał, bo wiele osob chciało zobaczyć muchomorowego samobójcę.

Gdy wreszcie kotlety z kani znalazły się na stole, nie wiadomo, czy to ich zapach, czy widok gościa jedzącego ze smakiem, czy wypity alkohol sprawiły, że znalazło się paru śmiałków,którzy jedli wraz z nim
A takich, którzy spróbowali tylko jeden kęs było jeszcze więcej.
A że degustacja byla połączona z nauką oznaczania, a uczestnicy póżniej cieszyli się dobrym zdrowiem (no, może poza kacem) to wkrotce kanie przestały być gatunkiem pospolitym.
Strach pomyślec,co by było, gdyby taki pokaz odbył się z udziałem np. krowiaka podwiniętego lub piestrzenicy albo innych grzybów opatrzonych etykietką jadalne warunkowo.

Zastanawiam się nad pewnym problemem. Mianowicie, jak to jest ze stężeniem trucizn w grzybach.
Od czego to zależy, i czy w grzybach może być różna ilość substancji toksycznych w zależności od np. wieku, miejsca występowania, temperatury, opadów, podłoża, itp.

Wydaje mi się, ze wątek rozpoczęty przez Piotrka w otoczce taniej sensacji powinien być też rozpatrzony od strony winy grzybów( tzn naszej niedostatecznej wiedzy o nich) a nie tylko winy doświadczonych grzybiarzy, po których się niemiłosiernie przejechaliśmy.

Tak jak to ujął Kazik wcześniej, być może za 10 lat okaże się, że maślak sitarz jest trujący, oczywiście pod pewnymi warunkami.

Gdy się weżmie pod uwagę wszystkie zatrucia spowodowane przez doświadczonych grzybiarzy ( również te, w których grzybiarz mógł nie przeżyć, tak jak jego rodzina, lub wszyscy przeżyli, ale nie wiedzą dlaczego się struli), to można by je podzielić na pewne grupy.

Pierwsza i najbardziej oczywista to ta, w której rzeczywiście doszło do pomyłki(potwierdzonej przez badania w szpitalu - znalezienie zarodników, rozpoznanie resztek, typowy przebieg zatrucia).Wszystkie powody, dla których mogło się tak stać zostały już wymienione -od nieodrózniania gatunków po kłopoty ze wzrokiem i rutynę.

Druga grupa to zatrucia w wyniku nieodpowiedniego przyrządzenia lub nieodpowiedniego przechowywania samych grzybów lub potraw z nich.

Trzecia to indywidualna wrażliwość na daną substancję -dla jednego szkodliwe, dla drugiego nie.

No i jeszcze trzeba wziąć pod uwagę błędy medycyny, do których szpitale i sami lekarze niechętnie się przyznają.

Być może gdyby oddzielić od całej grupy zatruć te podgrupy nie zostałoby nic.

Ale równie dobrze mogłoby się okazać, że po takim statystycznym zabiegu pozostałaby pewna ilość przypadków, o niewyjaśnionej przyczynie. Grzybiarz się zarzeka, że zbierał same jadalne, a zatrucie było.
Gdyby doszło na danym terenie do odpowiednio wielu zatruć gatunkiem uważanym dotychczas za jadalne lub warunkowo jadalne, wtedy można by zacząć badać ten gatunek pod kątem jakichś szczególnych właściwości trujących (krowiak podwinięty, gąska zielona,itp).
A jeśli są to pojedyncze przypadki rozrzucone po kraju nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie ryzykował hipotezy, że być może to jakieś szczególne właściwości (mutacje?????) grzybów z tej okolicy, uznawanych ogólnie za nieszkodliwe dla zdrowia. Może problem dotyczy tylko pojedynczego wysypu owocników.

Podobnie u grzybów trujących.
Może i niedoświadczeni grzybiarze, którym bez ich wiedzy wpadł do koszyka jakiś trujak cieszą się dobrym zdrowiem tylko dlatego, że akurat trafili na odmianę o mniejszej zawartości trucizny, niż normalnie posiada ten gatunek. Może jakiś drobny błąd genetyczny spowodował zmiany niedostrzegalne makroskopowo, za to manifestujące się zawartością związków czynnych.
Zeby takie założenie odrzucić lub potwierdzić trzeba by wykonać masę statystycznej pracy i badań porównawczych wielu próbek.
Przy tym grzyby to organizmy nietrwałe, trudno wrócić w to samo miejsce i mieć pewność,że się znajdzie takie same owocniki.

Gdzieś czytałam, że grzyby rosnące w cieplejszym klimacie(południe Europy) gromadzą więcej związków czynnych niż grzyby północy( np. w Skandynawii), ale nie wiem, czy to prawda.

Podsumowując wiedza o grzybach, jakkolwiek obszerna na pewno nie jest kompletna i na pewno jeszcze nas zadziwi niejedno odkrycie, jak również niejeden pewnik zostanie odłożony do lamusa.

#239

2004.09.12 10:26 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Anna Kujawa (ania)
Marku, w "Sanepidzie" za darmo przepatrują grzyby - przynajmniej w Poznaniu :-))

#241

2004.09.12 19:17 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Marek Snowarski (admin)
Tak przy okazji, jeśli możesz zapytaj się, czy zawsze tak było w Poznaniu i czy w całej Polsce robią za darmo, czy to kwestia lokalnej decyzji.
Bo ja gdzieś w TV, czy prasie, kiedyś widziałem/czytałem narzekania na to, że Sanepid wszystko za pieniądze, nawet grzyby.

#113

Na bazarach widać handlujących grzybami.
Przepisy unijne wymagają ostemplowania każdego jaja, a tu na handel grzybami nawet nikt nie wymaga dokumentu wystawionego przez grzyboznawcę. Kiedyś słyszało się przez megafony o zakazie sprzedaży grzybów bez takiego dokumenty, ale od kilku lat nie spotkałem się z takimi komunikatami.
Wolny rynek, wolny kraj, każdy grzybek jest zjadliwy, a że dla niektórych tylko raz, to też może jest pewna forma wolności...

#2

2004.09.12 20:27 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Krystyna Nowak (kano)
W Poznaniu zawsze tak było, bo tam jest Oddział Grzyboznawczy WSSE, szkolący (za pieniądze) całą Polskę (nie tylko sanepidy)w zakresie grzyboznawstwa, ale prowadzący bezpłatną identyfikację grzybów dla zbieraczy indywidualnych (niewielkie ilości, nie na sprzedaż) - tak było w Poznaniu 2 lata temu, a jak teraz? nie wiem. W pozostałych sanepidach, w Dziale Żywności i Żywienia - odpłatność w zależności od decyzji lokalnej:(
A z fenomenem martwej rodziny - można się zapoznać i tutaj
http://www.evergreen.edu/mushrooms/phm/index.htm
Jak widać, bywają osoby (reakcje ndywidualne) u których zjedzenie grzybów jadalnych dla większości, może spowodować bardzo niemiłe sensacje....więc może i w wyniku odwodnienia, przy braku szybkiej i fachowej pomocy spowodować i zgon, zwłaszcza u dziecka lub osoby starszej.
Za zatrudnienie grzyboznawcy na bazarze odpowiada i płaci właściciel/kierownik bazaru i on też płaci karę, jeśli takowego nie zatrudnia. Dlatego najczęściej grzybami handlują PRZED bazarem, a nie na....
Handel grzybami NA bazarze, bez świadectwa grzyboznawcy, należy zgłaszać do Działu Żywności i Żywienia lokalnego powiatowego sanepidu - wtedy "pogonią" kierownika bazaru i będzie tego przestrzegał :)

#115

W parktyce, to nikogo nic nie obchodzi.
A jak zbierają, handlują chronionymi to kogo powiadomić?
Ludzie się boją udzielać pomocy ofiarom wypadków, bo wiedzą doskonale że prokurator może im postawić akt oskarżenia. Podobnie i w tym przypadku.
Prawo sobie, życie sobie.
W literaturze fachowej dla przykładu, jedni podają jadalny inni niejadalny. Na forum jedni zapewniają o walorach smakowych, a ja nie ruszam tego czego nie znam.
Rośnie, niech rośnie. Widocznie potrzebny jest przyrodzie. Mnie co najwyżej potrzebny do obfotografowania, zrobienia notatek i ususzenia do dalszego rozpoznania. Czym więcej ludzi będzie robiło to co "grzybomaniacy" (cyt.Annę KUJAWA)i popularyzowało szeroko to co robią, tym będzie mniej nieszczęść. Ale tego nie da się całkowicie wykluczyć. Są tacu co robią, co robią, na przekur normom i zasadom. Ich prawo ich wybory.

#10

2004.09.12 21:49 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Kazimierz Schmidt (kazik)
To czysta spekulacja oczywiście, ale jak jednym szkodzi gluten z produktów zbozowych, innym mleko (ja choruję bardziej jak po tej samej ilości takiego od wściekłej krowy) to na pewno znajda sie tacy wśród setek tysięcy zjadzaczy grzybów, którym zaszkodza substancje zawarte w grzybach.
Statystyka?
Oczywiście spekuluje "w temacie przewodnim" tej dyskusji - czyli niby wszystko w porzadku a sie ludzie zatruli. Podkreslam, że nie chodzi tu o przypadki kompletnej głupoty tj. zjadania grzybów niepewnych, z niepewnych źródeł itd. To tak jakby jeśc niebadaną dziczyznę (włosień).

I jeszcze jedno: mam mieszane uczucia czy ostatnio nagłośnione przez dziennikarzy niebezpieczeństwo spożywania surowych jagód (bąblowiec) nie przekłada się na zbieraczy grzybów. No bo jak umyć ręce w lesie? A kanapka + gorąca kawa to rytuał. Ale jak juz tu straszymy...

#3

2004.09.12 22:16 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Krystyna Nowak (kano)
Coś w tym może być. Zafundowaliśmy lisom profilaktykę przeciw wściekliźnie, to się nadmiernie rozmnożyły i...brudzą w lesie "pa wsiem", nie tylko po jagodach.
A do lasu może nosić butelkę z wodą i ściereczkę ?

#0

2004.09.12 23:14 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Sebastian Pinczer
Według mnie ta cała afera bąblowcowa nie ma sensu.
Dla takiego lisa borówki, poziomki i grzyby to pożywienie. Nigdy nie widziałem, żeby lis narobił na grzyba.

Myślę, że to kolejna próba przyciągnięcia widza to telewizora i czytelnika do gazety.
Każdy temat, który szokuje jest dobry...
Nie ma się czego bać, bąblowiec ginie w zupie grzybowej, lub wysuszony w promieniach słonecznych, uwielbia też smażyć się na patelni :).

Kanapkę w lesie zawsze można jeść, trzymając przez foliowy worek, lub papier śniadaniowy.

#0

2004.09.15 02:30 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Rafał
Wydaje mi się że znam się na grzybach. Zbieram je od dwudziestu kilku lat. Rozpoznaję kilkadziesiąt gatunków (tych jadalnych, warunkowo jadalnych i trujacych). Wiedza przekazana przez wójka. (na pewno tego nie przeczyta ale mimo wszystko całusy). Jednak cvzasami nasuwają sie wątpliwości. Zawsze rozstrzygane w jeden sposób - jeżeli jestęsmy w kilka osób i jedna ma watpliwości grzyb rosnie dalej.
Kiedyś zbierając opieńki miodowe przytachałem do domu jakies inne (widocznie rosły obok i w zaaferowaniu zebrałem razem z innymi) podobnie było z goryczakiem (popularny szatan). Udało się je wyłowić w trakcie przebierania w domu, ale tak to juz jest o pomyłke nie trudno.


i

#1713

2005.09.09 09:05 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Piotr Perz (pimpek)
Kolejny przyczynek do legendy: gość, którego często widywałem w lesie, pseudo "rudy listonosz" zmarł. Zatruł się grzybami. I już za parę lat powstanie z tego kolejna opowieść typu "Doskonały grzybiarz..... a jednak". Na razie wszyscy jeszcze pamiętają, że zbierał po pijaku. I to jest chyba również jedna z BARDZO częstych przyczyn, dlaczego "starzy grzybiarze" się zatruwają - nie uważacie?

I kolejna, wczoraj. "Piotruś, ty nie jedz grzybów, nie zbieraj ich bo znajomy się zatruł kaniami. Żona mu dała za dużo kań, bo gdyby dała mniej to by przeżył, a to były trujące. I nie żyje" - to informacja z Polanicy Zdrój. Gościu zmarł jakieś 3 lata temu i od tej pory ta znajoma nie je i nie kupuje grzybów - również dla gości (prowadzi pensjonat).

#74

Znajomy opowiadal jak pewna kobieta dobrze po 60-tce nazbierala w lipcu(!) zieleniatek.
Wczesniej zbierala je chyba z 50 lat.
Komus, kto ja spotkal nie spodobalo sie ze zieleniatki urosly tak wczesnie i dobrze sie im przyjrzal.
A nie byly to wcale zieleniatki!

Poradzil jej zeby raczej wyrzucila "to swinstwo" tak wiec nic sie nie stalo.

Trudno powiedziec co mogloby sie stac, w koncu mogl to byc "tylko" muchomor cytrynowy.

Gdyby byl to jednak "podstawowy grzyb trujacy" to bylaby kolejna interesujaca historia tego typu.

HIPOTEZA: Poczatki choroby Alzenheimera sa definitywnym przeciwwskazaniem do kontynuacji hobby zbierania grzybow.

Czy ktos ma inny pomysl co to moglo byc skoro kobieta dziesiatkami lat zbierala zieleniatki a w tym pojedynczym przypadku popelnila SERIE kardynalnych bledow w ocenie "co to za grzyb" i zebrala ZNACZNA ILOSC grzybow "raczej" niekonsumpcyjnych z pelnym przekonaniem ze to znane jej zieleniatki?
Z wywiadu ze znajomym, ktory to opowiedzial wynika ze nie uskarzala sie na zly wzrok.
Mieszka z rodzina, wzorowa babcia i watpie zeby chciala kogos sie pozbyc.
i

#761

2005.09.10 17:50 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Marek Snowarski (marek)
początki Alzenheimera, racjonalne wytłumaczenie i horroru ("seria niewytłumaczonych zgonów w Kotlinie") na takiej fabule się nie nakręci :)

co najwyżej thriller ("zapobiegliwa babunia 2") :)
« » bio-forum.pl « Grzybobranie « starsze wątki (do 01 października 2016) « Folklor, etnografia, czego to ludzie nie wymyślą «
Główna Ostatnia doba Ostatni tydzień Szukaj Instrukcja Kopiuj link Kontakt Administracja
ta strona używa plików cookie — więcej informacji