Park Podłęski w Jaworznie to fragment lasu który znajdował się na obrzeżu kopalni Jan Kanty. Ponieważ w sąsiedztwie znajduje się spore blokowisko, przekształcenie tego terenu w obiekt służący rekreacji było bardzo rozsądne. Dla gospodarki leśnej teren i tak byłby stracony. Spacer odbywa się zachodnim skrajem wielkiego blokowiska wzdłuż wschodniej krawędzi parku. Biegną tutaj ciepłociągi, co jest wyraźnie widoczne. Dla kogoś, kto chciałby utrudnić życie mieszkańcom ich odnalezienie i ewentualne uszkodzenie nie stanowi problemu.
Ciepła ziemia przyciągnęła dziki, którym bardzo łatwo się tutaj buchtuje.
Chociaż wiele miast walczy z obecnością tych zwierząt w obrębie zabudowy, tutaj jak się wydaje są one specjalnie wabione. skrajna bezmyślność, jak sądzę.
Trasa tego ciepłociągu na całej długości była zryta. A po bokach wciąż było dużo śniegu.
A oto powalona wierzba iwa.
Wśród jej gałązek znajdowały się liczne cecydia.
Część pączków była rozchylona, widać było zwinięte bazie. To jednak fałszywy alarm. Wiele wierzb rozpoczęło kwitnienie w listopadzie ubiegłego roku.
Teren ten stopniowo uzyskuje znamiona parku. Tutaj mamy grupę kulistej odmiany klonu zwyczajnego.
A oto jedna z nielicznych w dominującym tutaj białym bractwie sosen.
Jest również dąb szypułkowy.
Tu i ówdzie trafia się świerk kłujący. Jeden z nich miał złamany wierzchołek.
Prawdopodobnym symptomem zbliżającej się wiosny może być ta topola osika, która właśnie rozchyliła pączki kwiatowe. Z drugiej strony bliskość ciepłociągu sugeruje, że i to na ten dzień był fałszywy alarm.
Na pniu tego drzewa rozwijał się taki porost.
A te plamy, sprawiające wrażenie wykwitów solnych to grzyb z rodzaju Athelia pasożytujący na porostach. Tako rzecze Parmasto, z którym zetknąłem się w Janowie Lubelskim.