Główna Zaloguj Wyloguj się Załóż Edycja Szukaj Kontakt grzyby.pl atlas-roslin.pl
2011-09-02 Jaworzno Byczyna - lekcja botaniki, część 1
« Poprzedni Następny » bio-forum.pl « Botanika « wędrówki z Grzegorzkiem « 2011 «

#4231
od września 2006

2011.09.04 18:51 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Piotr Grzegorzek
Tego dnia obyłem pierwszą w tym roku szkolnym lekcję muzealną w terenie. Ofiarami mojej upadła młodzież szkoły podstawowej w Byczynie. Obiecałem im, że obrzucę ich wiedzą i rzetelnie to uczyniłem, licząc, że coś się do nich przyklei. Każda taka lekcja to co najmniej trzy w jednym, znaczy się botanika, geografia oraz wychowanie fizyczne. Motywem przewodnim były rośliny inwazyjne. Oto mapa firmy Compass z naniesioną trasą naszego spaceru. W tym odcinku poruszamy się trasą oznaczoną kolorem zielonym.



Dziedziniec szkoły ozdabia inkryminowana ostatnio kolczurka klapowana - Echinocystis lobata.



Tutaj w pewnym sensie panowała swoista równowaga, ponieważ spore połacie zajmuje w tym miejscu podagrycznik pospolity - Aegopodium podagraria, pozostałość pierwotnych dla tej okolicy lasów grądowych. Jak widać tutaj nasz bohater znakomicie radzi sobie z inwazyjnym przymiotnem, dzisiaj konyzą kanadyjską - Conyza canadensis.



Podagrycznik poraża tutaj grzybopodobny organizm, drzewnik - Plasmopara umbelliferarum.



Drugim etapem naszego spaceru był szczyt wzgórza Skalisko. Nieliczne dzieci z tej klasy wiedziały, że tak nazywa się wzniesienie, na którego stokach znajduje się szkoła. W tej okolicy omawiałem żółte niebezpieczeństwo, czyli nawłoć kanadyjską - Solidago canadensis. I pomyśleć, że wprowadzono ją do naszej flory dzięki kampanii promocyjnej, jako "polską mimozę", którą jesień się zaczyna.



Towarzyszył jej tutaj rodzimy sadziec konopiasty - Eupatorium cannabinum. Z boku znajduje się pęd trzmieliny zwyczajnej - Euonymus europaea.



Niegdyś znajdował się tutaj niewielki kamieniołom sukcesywnie wykorzystywany jako lokalne wysypisko śmieci. Ta tradycja wciąż jest tutaj kultywowana. Wszystko to usiłuje jakoś zamaskować nawłoć kanadyjska - Solidago canadensis.





Idziemy teraz południową krawędzią wzgórza. Jeszcze 5 milionów lat temu szlibyśmy lasem magnoliowo-palmowym patrząc na szumiące u jego stóp morze.



Oczywiście spotkanie z przejawami tradycyjnej gospodarki odpadami nie nastręcza większych trudności. To obrazek z ulicy Pszczelna.



W takim miejscu poza nawłocią spotkamy rodzimą komosę białą - Chenopodium album. Oczywiście w kwestii taksonomicznej zdaję sobie sprawę z tego, że nie do końca musi to być takie pewne, ale zatrzymajmy się na ujęciu Szaferowym. Bardziej wnikliwi obserwatorzy wyparzą w tym tłumie ponadto bylicę pospolitą - Artemisia vulgaris.



Oczywiście od czasu do czasu trafiały się tutaj niezłe ziółka, tak jak ta mydlnica lekarska - Saponaria officinalis. Przy okazji roślinka z białawymi kropkami to porażony przez Septoria podagrariae podagrycznik pospolity - Aegopodium podagraria.





W jednym w lokalnych ogrodów pokazałem producenta jednej z najsilniejszych organicznych trucizn czyli rącznik pospolity - Ricinus communis. Wielu uważa go za oryginalną ozdobę ukrywającą się pod niewinną nazwą jednorocznego kasztana. Roślina pochodzi z Afryki i póki co jego inwazja nam nie grozi. Nie było także sygnałów o przypadkowym zatruciu po spożyciu jego nasion.



Poza ogrodzeniem mamy już byle co. Tutaj między innymi była mydlnica lekarska porażona przez głownię.



Idziemy dalej. Jesteśmy teraz w miejscu, gdzie ulica Korczyńskiego przechodzi w ulicę Baranowskiego. Tutaj do mapki wkradł się drobny bład. zielona kreska trasy ma biec poniżej znaku poczty.



Oczywiście coś tam po drodze opowiadałem, ale dopiero przy ulicy Baranowskiego skupiłem się na kolejnym inwazyjnym gatunku jakim jest dąb czerwony - Quercus rubra, vel Q. borealis maxima. Przy okazji poinformowałem młodzież, że jego inwazja rozszerzyła się nawet na nasze zdenominowane monety.



Kolejny inwazyjny gatunek to winobluszcz pięciolistkowy - Parthenocissus inserata. To podstępne pnącze upowszechniło się pod niewinną nazwą dzikiego wina. Tutaj grzecznie robi za żywopłot.



Mijamy teraz płynącą wzdłuż drogi rzekę Byczynkę. Ten ciek, a właściwie ściek na początku się wyczuwa, potem zauważa.



Skręcamy teraz w ulicę J. Leńskiego, która biegnie śladem byłej linii kolejowej. Tutaj w najlepsze rozgościł się inwazyjny niecierpek himalajski - Impatiens glandulifera.



W tutejszych krzakach było jeszcze coś. Tym razem to częściowo chroniona kalina koralowa - Viburnum opulus. Jeden z uczniów wspominał, że jadł jej owoce, ale mu nie smakowały. Oczywiście było to zachowanie ryzykowne, ponieważ nie znał rośliny. Wydawało mi się, że to takie dziwne porzeczki.





Idziemy dalej. Tutaj na terenie podmokłym mijamy zbiorowisko w którym dominuje niecierpek himalajski - Impatiens glandulifera ze sporą domieszką pałki szerokolistnej - Typha latifolia.



Okolica, którą przemierzaliśmy to mokra Byczyna. Wypływa stąd kilka cieków, dopływów Byczynki. Ponadto była linia kolejowa działa jak zapora śródlądowa, utrudniająca swobodna migrację wód powierzchniowych. do tego dochodzi działalność jaworznickich kopalń węgla, które powodują osiadanie gruntu. ale nawet bliskość dorodnych łanów trzciny pospolitej - Phragmites australis nie stanowi przeszkody dla budownictwa.



Idziemy dalej w kierunku widocznej linii wysokiego napięcia. Ostatecznie Jaworzno, to znaczący producent energii elektrycznej. Na poboczu mijamy kolejne łany nawłoci kanadyjskiej.



Jest i kolejna kalina koralowa - Viburnum opulus, tym razem w barwach jesieni.



Oto kolejny dowód na to, że przemierzamy mokrą Byczynę, czyli rodzimy krwiściąg lekarski - Sanguisorba officinalis.



Na przyległej do byłej linii kolejowej łączce tworzył ciekawe zbiorowisko z trzcinnikiem piaskowym - Calamagrostis epigeios. Ponad to towarzystwo wyrasta dzięgiel leśny - Angelica sylvestris.



Spoglądamy teraz w kierunku południowym. Widać teraz jakim zagrożeniem może być wspomniane na wstępie żółte niebezpieczeństwo. Można także dostrzec, że póki co trzcinnik piaskowy - Calamagrostis epigeios dzielnie się mu opiera.



Zanim skręciliśmy zdecydowanie na południe zatrzymaliśmy się w cieniu wierzb. Było ich tu kilka gatunków. Nie zastanawiałem się nad ich przynależnością gatunkową. Poruszyłem raczej aspekt wierzby jako biopaliwa. Dopóty, dopóki rąbano ją siekierkami oraz transportowano do blisko położonych gospodarstw miała ona jakieś znaczenie. Teraz, gdy transportujemy ją daleko i rozdrabniamy urządzeniami mechanicznymi prawdopodobnie nie osiągamy pożądanego efektu energetycznego oraz ekologicznego.

« Poprzedni Następny » bio-forum.pl « Botanika « wędrówki z Grzegorzkiem « 2011 «
Czy jesteś pewien/pewna, że masz coś (rzeczowego) do dodania?

Główna Ostatnia doba Ostatni tydzień Szukaj Instrukcja Kopiuj link Administracja
ta strona używa plików cookie — więcej informacji