Główna Zaloguj Wyloguj się Załóż Edycja Szukaj Kontakt grzyby.pl atlas-roslin.pl
Bniec biały i pyłkoświństwka fioletowa
« Poprzedni Następny » bio-forum.pl « Jaki to grzyb? Mykologia « Archiwum - starsze wątki « Archiwum 2009 listopad «
i

#1992
od kwietnia 2004

Microbotryum violaceum (Pers.) G. Deml & Oberw.

1
i

#1722
od maja 2002

2009.11.06 13:01 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Darek Karasiński (olaras)
Microbotryum violaceum to kompleks gatunków. Myślę, że może Marcin zechce się tutaj wypowiedzieć w kwestiach merytorycznych. Ja chciałbym tylko zaprotestować przeciwko używaniu tej polskiej nazwy dla rodzaju Microbotryum jaką widać w tytule wątku.
Czy Ty, Marku, jesteś jej autorem?
"Pyłkoświństwka" to według mnie JĘZYKOWA KATASTROFA.
Tym bardziej jak wyobrażę sobie konieczność spolszczenia jej dla taksonów wyższej rangi:
Microbotryomycetes, Microbotryomycetidae, Microbotryales, Microbotryaceae.
Powodzenia!

(wypowiedź edytowana przez olaras 06.listopada.2009)

#387
od września 2004

No więc zdecydowanie zgadzam się z Darkiem, że nazwa pyłkoświństwka to delikatnie mówiąc językowy koszmar. Chyba gorzej niż Szczebrzeszyn. Wiem, że w makromycetes też są takie nazwy (np. Tulasnella - śluzowoszczka), ale moim zdaniem nie są one najszczęśliwsze. Poza tym ja nie jestem zwolennikiem nadawania polskich nazw, zwłaszcza w odniesieniu do mikromycetes gdzie systematyka w dobie badań molekularnych zmienia się w galopującym tempie. Marku mam nadzieję że przyjmiesz te nasze uwagi ze zrozumieniem.

Natomiast co do meritum, to Microbotryum violaceum to jest rzeczywiście kompleks gatunków obejmujący obecnie 19 gatunków, z których następujące występują w Polsce:

1. Microbotryum violaceum sensu stricto - na Silene nutans
2. Microbotryum dianthorum - na Dianthus spp.
3. Microbotryum lychnidis-dioicae - na Melandrium album i Cucubalus baccifer (wiele wskazuje na to że mieszaniec Melandrium album x Melandrium dioicum o czerwonych kwiatach jest infekowany także przez ten gatunek! - hipoteza wciąż jeszcze do dokładnego przetestowania)
4. Microbotryum silenes-dioicae - na Melandrium dioicum
5. Microbotryum stellariae - na Malachium aquaticum i Stellaria spp.
6. Microbotryum saponariae - na Saponaria officinalis
7. Microbotryum violaceo-verrucosum - na Silene italica
8. Microbotryum chloranthae-verrucosum - na Silene chlorantha
9. Microbotryum majus - na Silene otites
10. Microbotryum silenes-acaulis - na Silene acaulis
11. Microbotryum silenes-inflatae - na Silene vulgaris
12. Microbotryum lagerheimii - na Viscaria vulgaris
13. Plus jeszcze jeden gatunek czekajacy na opisanie jako nowy dla nauki

Większość tych gatunków nie da się rozróżnić na podstawie cech morfologicznych. Wyróżniono je na podstawie cech molekularnych skorelowanych z przywiązaniem do określonej rośliny żywicielskiej. Są to więc gatunki biologiczne. Inaczej mówiąć Microbotryum z jednego gatunku rośliny żywicielskiej nie jest w stanie zainfekowac innej rośliny żywicielskiej. Często jest tak że w terenie jest silna infekcja np. Saponaria officinalis (przez Microbotryum saponariae), a rosnące w pobliżu Melandrium album jest wolne od pasożyta. Sytuacje tą potwierdzają także krzyżowe doświadczenia infekcyjne.

Reasumując wszystkie te dane wskazują że są to rzeczywiście dobre gatunki.

Znacznie więcej gatunków Microbotryum czeka na opisanie (obecnie przygotowujemy opisy dwóch dalszych nowych gatunków), zwłaszcza w Europie południowej, Ameryce Północnej i Azji. W Polsce prawdopodobnie te 13 gatunków to już jest wszystko co było do odkrycia.

(wypowiedź edytowana przez Marcin Piątek 06.listopada.2009)
i

#1994
od kwietnia 2004

Darek.
Zadaniem, jakie ma spełnić reklama to: „zwróć na mnie uwagę i zapamiętaj”.
Sama reklama wcale, a wcale nie musi być mądra. Ona ma trafić do podświadomości.
I nie o moją auto reklamę ta sprawa. Podnosiłem to już wielokrotnie. Przyponę tylko, że chodzi o nadawanie bytom nazw polskich. Pisałem na forum w tej sprawie dwa, trzy lata temu. Ostatnio kilkakrotnie przeczytałem na forum, że nie tylko ja reprezentuje taki pogląd. Old_Rysiu jest tutaj przywoływany, jako gorący zwolennik podobnej „opcji”.
Przyznam, że z premedytacją posługuję się taką nazwą, którą wymyśliłem celowo, choć sam również „łamię na niej język”. Jako orędownik nadawania rodzimych nazw odwołam się dla przykładu do checklisty autorstwa prof. Wojewody. Proszę zwrócić uwagę na nazwiska i daty przy rodzajach i gatunkach, które taką nazwę mają nadaną. Nie chcę odwoływać się do cheklisty ASCO, - bo tutaj to już porażka całkowita.
Nie wiem co się stało i na którym etapie pokoleniowym polskiej mikologii nastąpiło zaniechanie. Osobiście mam wielki niedosyt i powiem szczerze. Racje wygłaszane przez młodsze pokolenie naukowców nie przekonują mnie, gdyż w mojej ocenie są krótkowzroczne i troszkę egoistyczne. Powtórzę, to o czym pisałem wcześniej. Stać na taki gest naszych bliższych i dalszych sąsiadów. Mikolodzy ze Słowacji, Czech, Węgier, Niemiec i Anglii dość szeroko stosują dwunazewnictwo, a u nas, jak u nas. Polak chce być świętszy od papieża.
Oczywiście są wyjątki i tutaj. Naukowiec którzy w poszanowaniu swoich mistrzów, języka polskiego i szerokiej popularyzacji prezentowanej dziedziny nauki, podejął „trud polskości”. Mam tutaj na myśli niekwestionowanego znawcę i badacza porostów prof. Wiesława Fałtynowicza.
I na koniec ponawiam apel.
Nasi drodzy „dwuoczni”, dla których mamy ogromne pokłady podziwu, szacunku i wdzięczności. Pójdźcie drogą i za przykładem prof. Fałtynowicza. To korzyść, która opłaca się każdemu.

Darek.
Jesteś dla mnie jednym z autorytetów i tą drogą apeluję również do Ciebie. Przełam się i nie argumentuj, powielając stanowisko z którym trudno się zgodzić.
Ja będę nieugięty i jeżeli nic w temacie nie drgnie, to będę co rusz wymyślał podobne „prowokacje”. :-)
i

#1995
od kwietnia 2004

Marcin.
Mój apel skierowany na koniec poprzedniej wypowiedzi do Darka, kieruję również do Ciebie, jako kolejnego mojego „Guru”.
Sam przyznajesz w Twojej wypowiedzi, że występują „nazwy nieszczęśliwe”.
Przepraszam, ale musze zapytać.
Kto ma to poprawić, sprostować i sprawić, że pójdziemy drogą do normalności ?.
Łacina jest nie kwestionowanym językiem uniwersalnym w świecie nauki i porozumiewania się naukowców. Tak musi być i nie kwestionuję tego. Trzeba jednak myśleć i pamiętać nieustannie o krzewieniu i popularyzowaniu nauk przyrodniczych, a tutaj bardziej sprawdza się język rodzimy. Tego wymaga racja wykonywanego zawodu naukowca i przyrodnika w szerokim ujęciu. Pochylcie się przez chwilkę nad tym, bo może jednak warto.
i

#1996
od kwietnia 2004

Zapomniałem dodać, że pierwotnie miałem posłużyć się nazwą pyłkopylica foletowa, ale zbyt łatwo się "trawiła". ;-)

#388
od września 2004

Mam wątpliwości czy wymyślanie polskich nazw dla łacińskich nazw grzybów to jest nauka. Naukowiec ma prowadzić badania zmierzające do poznania prawdy - czy wymyślanie polskich nazw ten warunek spełnia? Jako naukowcy dostajemy pieniążki za osiągnięcia naukowe (za to się nas rozlicza), a nie za popularyzowanie nauki. Taki system. Gdy ktoś popularyzuje naukę to robi to hobbystycznie, tak jak np. ja (a pewnie też Darek i Ania Kujawa) hobbystycznie wypowiadamy się tutaj na forum. Inna sprawa gdy ktoś jest naukowcem i jednoczesnie wykładowcą na uczelni - wtedy przekazywanie wiedzy wynika z funkcji nauczyciela.
A z drugiej strony dlaczego wymyslać te wszystkie nieszczęsne polskie nazwy? Czy nie można równie dobrze używać nazw łacińskich? W ostatniej checkliście mikromycetes jest około 6000 gatunków grzybów - czy naprawde jest potrzeba nadawac im wszystkim polskie nazwy?

#389
od września 2004

A tak już całkiem naukowo i jednocześnie hobbystycznie wypowiem się na temat grzyba zamieszczonego w temacie: to jest Microbotryum lychnidis-dioicae
i

#1997
od kwietnia 2004

Pieniądze, rzecz ważna, ale co poza nimi?.
Podporządkowanie i uzależnienie bezwzględne?. Myślę sobie, że to obraz obecnego świata i postawy pokoleniowej. I w tym chyba tkwi sedno.
Nie chciałbym zrozumieć Twojej Marcin wypowiedzi na opak.
Czy jeśli Ministerstwo kultury i dziedzictwa narodowego wyasygnuje fundusze na „płacenie za polskie nazewnictwo”, to temat nie będzie stanowił problemu?.
Nauka ma też do spełnienia rolę służebną.
A który to leśnik w codziennej pracy zawodowej posługuje się łaciną?.
To tylko jeden przykład na fakt „konsumowania” nauki przez inne, nie naukowe zawody.

Co do wypowiedzi naukowo-hobbystycznej, to serdeczne dzięki.
To chyba pierwszy w necie przykład, który prostuje nieporozumienia i dookreśla
temat przyczynkowy.
Nie wiem już, jak to w końcu jest z reprezentacją gatunkową w rodzaju Microbotryum
W Catalogue of Life 2009 podają liczbę blisko 90 gatunków przypisanych temu rodzajowi.

#390
od września 2004

Tu dochodzimy do drażliwej sprawy pt. "naukowiec" a "pieniądze". Z tego co piszesz to wynika że my powinniśmy uprawiać naukę niemalże "za darmo" - dla idei wyższej lub dla chwały. Co więcej my w ogólne nie powinniśmy się domagać zapłaty za naszą pracę - tak pracę, bo uprawianie nauki to nasz zawód, tak jak każdy inny zawód. Może byłoby i fajnie tak robić, gdyby sie miało na koncie odpowiednią sumkę, żeby nie trzeba było się martwić za co przeżyć miesiąc, za co utrzymać rodzinę, wyjechać na wakacje lub wreszcie żeby realizować swoje hobby. Być może takie właśnie społeczne rozumowanie powoduje dlaczego naukowcy tak marnie zarabiają.

Żeby było jasne ja POTWORNIE lubię to co robię - praca to moja pasja i jestem szczęśliwy z tego powodu, ale za pracę należy mi się godziwa zapłata. A skoro płaci się za określony produkt to podporządkowuję moją pracę na wytworzenie tego produktu, bo inaczej wylecę z roboty. Chyba nie poleciłbyś piekarzowi żeby robił pierogi skoro ma za zadanie wypiekać chleb.

Zgadzam się że nauka ma spełniać rolę służebną, ale już chyba wyjaśniłem że nie uważam żeby nadawanie polskich nazw dla bytów istniejacych pod nazwa łacińską było nauką - dla leśnika będzie lepiej opracować odpowiednie metody oznaczania interesującego go organizmu (zwłaszcza np. chorobotwórczego) niż na nadanie mu nazwy. I w tym tkwi rola służebna nauki.

Gatunków Microbotryum jest oczywiście wiecej - te 19 gatunków które podałem dotyczy gatunków wydzielonych w obrebie kompleksu Microbotryum violaceum
i

#1998
od kwietnia 2004

Właśnie tego się obawiałem, że zostanę zrozumiany opacznie.
Parafrazując. Reprezentant chyba każdego zawodu uważa, że mało zarabia. Tym większe narzekania im większe powiązanie z budżetem państwa. A prawda jest taka, że jest promil tych, co mają i nie narzekają.
Ja wiem, że istnieje jeszcze coś takiego, jak dobra i nie przymuszona wola. To dzięki również niej nauka wspomagana jest przez ruchy amatorskie w wielu jej działach.
I nie chcę tutaj wspominać o pieniądzach angażowanych właśnie przez osoby zupełnie nie związanych z „nauką”. Robią to, co lubią i tyle.
Powracając jednak do pojęcia „dobrej woli”. W moim pojęciu kieruje się nią prof. Fałtynowicz. Nie zmuszany, po prostu sam chce i widzi jednak taką potrzebę.
Nie wszyscy z „kręgu” muszą się z tym zgadzać, ale na szczęście jest profesorem i chciał nie chciał należy się z tym pogodzić.
Marcinie.
Ja na nikim nie chcę wymuszać czegoś do czego nie ma przekonania i chęci.
Proszę jednak tylko o jedno. Nie kreujcie takiego sztywnego stanowiska. Mało jest profesorów, którzy mają dobrą wole i chęci, a którym do ich dobrej woli nie wypada odnosić się źle. Trudno dalej wywodzić, bo wszyscy wiemy o co chodzi. Zasada jest stara jak świat, bo sprowadza się do poziomu na którym można i pionu na którym może i można, ale nie wypada.
Może kiedyś zrewidujesz jednak prezentowany pogląd. Zawsze jest czas na zmiany. Tym bardziej w mikologii. Ja w to wierzę.
i

#1723
od maja 2002

2009.11.06 23:07 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Darek Karasiński (olaras)
Marku, bardzo trudno jest mi zrozumieć wiele z tego co tutaj piszesz. Nie łapię powiązań jakie przywołujesz. Te wszystkie wielkie kwantyfikatory jakie stosujesz i prawady jakie lansujesz przerastają możliwości mojego pojmowania. Odniosę się więc wyłącznie do tego co skierowałeś bezpośrednio do mnie.

Jakie to "stanowisko, z którym trudno się zgodzić" powieliłem (i za kim?) w swojej wypowiedzi?
Trudno Ci się zgodzić, że "pyłkoświństwka" to jest nazwa nie do przyjęcia?
Jako jej autor masz prawo być do niej przywiązany, rozumiem to.

Używając w tytule wątku wymyślonej przez siebie polskiej nazwy wywołałeś temat ale z całą pewnością nie zachęciłeś mnie do tworzenia polskich nazw. Wręcz przeciwnie. Nie mogę przyjąć Twojej argumentacji, że prowokacja jest tutaj najlepszą drogą i dobrą reklamą. Wprowadzenie do obiegu takich jezykowych śmieci jak "pyłkoświństwka" jest moim zdaniem działalnością niedopuszczalną i szkodzi podnoszonej przez Ciebie sprawie. Zamiast pobudzić innych do twórczego wysiłku ośmieszyłeś ideę. Trzeba było wymyślić nazwę ładną, zgrabną, dobrze brzmiącą i oddającą istotne cechy grzyba. Wtedy miałbyś prawo nazywać się orędownikiem tej sprawy, a tak jesteś raczej jej grabarzem. Nie obawiasz się, że za Twoim przykładem pójdą inni i zaleją, na początek internet jako najłatwiej dostępne medium nazwami, których normalny człowiek nie potrafi wymówić, nie mającymi nic wspólnego z danym grzybem i jego charakterystycznymi cechami. Tworzonymi tak dla prowokacji. Bedziesz miał upragnione nazwy polskie w dużym wyborze. Same "bleblegrzybki bylejakie" i "stęchśmierdziostki wykęcoryjne".

Naiwnością jest oczekiwanie, że wymyślenie nazwy głupiej sprowokuje do wymyślenia mądrej na jej miejsce. Moim zdaniem pobudzi tylko do stworzenia kolejnych głupich i śmiesznych.

Nie mogę również dopatrzyć się zbyt wielu korzyści z używania polskich nazw poza samym ich istnieniem i narodową dumą z tego faktu, ha, Niemcy mają niemiecką, Czesi czeską, a my mamy dumną, polską nazwę i ... co z tego. Co z tego jeśli i tak spotykając się w międzynarodowym towarzystwie używamy nazwy łacińskiej:-)
A z "dość szerokim stosowaniem dwunazewnictwa" bym nie przesadzał. To, że w czeskich, niemieckich czy węgierskich popularnych atlasach grzybów są nazwy w jezyku danego kraju to normalne. Widziałeś wydany w Polsce atlas grzybów bez polskich nazw? Masz też Checklist profesora Wojewody, przeszło 2500 propozycji polskich nazw dla makromycetes. Dość szeroko zastosowane dwunazewnictwo, prawda?.

Tyle samo wysiłku trzeba włożyć w zapamiętanie nazwy łacińskiej jak i polskiej, a korzyść ze znajomości nazwy łacińskiej jest niebotycznie większa. Banalnie: choćby podczas korzystania z atlasów grzybów wydanych gdziekolwiek na świecie. Próżno tam szukać w indeksie nazwy polskiej. Pomijam już fakt, że znając nazwy łacińskie dużo łatwiej i szybciej można dogadać się z "zawodowcami". W tym konteksćie nie wydaje mi się, żeby zachęcanie do używania nazw łacińskich było krótkowzroczne i egoistyczne.

Jesli ktoś ma ochotę wymyślać polskie nazwy to proszę bardzo. Nie obowiązują tutaj żadne reguły, nie ma kodeksu, więc można dowolnie fantazjować. Zawodowiec i amator, wszystko jedno. Każdy może, ale nie każdy potrafi zrobić to dobrze, niestety. Pieniądze, wiedza w danej dziedzinie nauki czy dobre chęci nie mają tutaj żadnego znaczenia. A osoby zajmujące się zawodowo mikologią (czy inną nauką) nie muszą automatycznie mieć uzdolnień słowotwórczych. Nie możesz, Marku tego oczekiwać i żądać.
Twoje sugestie, że w jakiś niejasny sposób to, że "pewni naukowcy" robią to z własnej woli, a inni nie robią, i ci drudzy są z tego powodu jacyś gorsi, mniej patriotyczni, nie wywiązujący się ze swoich obowiązków wobec nauki i społeczeństwa to jakieś idiotyczne nieporozumienie.

PS
W celu falsyfikacji własnej teorii bardzo mocno próbowałem wymyslić nazwę dla rodzaju Microbotryum i proponuję, żeby (jeśli już ktoś musi) używać nazwy PYŁKONISZCZKA.
Nazwa ta jest całkowicie za darmo, finansowana z mojej prywatnej kieszeni, w czynie społecznym, w moim wolnym czasie, ku chwale ojczyzny. Ale za jej publikację nie zapłacę.

Wiem, że wszystko co tutaj napisałem zostanie zrozumiane na opak, zinterpretowane niezgodnie z moimi intencjami i posłuży do wyciągnięcia daleko idących i błędnych wniosków, ale trudno, będę musiał z tym żyć.

#2606
od września 2006

2009.11.06 23:27 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Piotr Grzegorzek
A ja tak, jako dość zacofany osobnik wciąż używam nazwy Ustilago violacea. Oczywiście zbieram ją do zielnika, lub jak kto woli grzybnika. Do tej pory mam ten gatunek udokumentowany na Melandium album, Saponaria officinalis (łącznie 90% zbioru). Kilka notowań dotyczy Silena inflata a od niedawna w mojej okolicy ten zbiorowy gatunek rozprzestrzenia się na Dianthus carthusianorum oraz Dianthus deltoides. Innych pacjentów póki co porażonych tym gatunkiem brak.
Zastanawiam się, czy taki rodzaj taksonomii nie jest formą mnożenia bytów ponad potrzebę, tym bardziej, że tutaj tak naprawdę można owe nowe taksony odróżnić po diecie. Idąc tym tropem, można by tworzyć nowe gatunki w obrębie Homo sapiens.
i

#2690
od kwietnia 2001

2009.11.07 00:26 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Marek Snowarski (marek)
przez ostatnie 3 lata sporadycznie zaglądałem na forum i nie wiem czy to takie szczęście moje, czy to w miarę często, ale trafiam na dyskusję i burzliwą, i zawikłaną, i z długaśnymi wypowiedziami :) jak drzewiej bywało

to i ja dorzucę swoje 3 grosze

moja teza: tzw. "polskie nazwy naukowe" dla gatunków utrudniają komunikację

piszę teraz kolejny książkowy atlas grzybów "dla ludu" i co musiałem się napisać aby wyjaśnić

- o jaki byt [Amanita phalloides] chodzi co go nazywają "naukowo" muchomor sromotnikowy lub muchomor zielonkawy a lud i tak wie swoje że to "sromotnik"
- i jak to ma się do innego bytu [Phallus impudicus] zwanego "naukowo" sromotnikiem bezwstydnym
Ciekawe do jakiego promila-promila populacji dotrę z tym wyjaśnieniem i jaka część czytających dobrze je zrozumie?

Teraz pracuję nad Boletus (dla grzyby.pl) i to jeszcze jeden przykład gdy "polskie nazwy naukowe" wprowadzają dodatkowy poziom zamieszania w komunikacji i tak zawiłej przez drobienie gatunków, synonimy i interpretacje taksonów. Łatwiej byłoby się dogadać gdyby dla B. rhodoxanthus, B. rhodopurpureus, B. rubrosanguineus itd. nie wymyślać "polskich nazw naukowych".


Tyle sobie mogę ponarzekać.

Jaką mam praktyczną strategię ?
Uważam, że w popularnych opracowaniach tych organizmów, które funkcjonują w społecznym obiegu - a do takich należą duże grzyby (sto, dwieście, trzysta? gatunków), trzeba podawać polskie nazwy gatunków bo takie jest tzw. "społeczne oczekiwanie" a vox populi vox dei. Co w charakterystycznym dla siebie stylu wyraża Marek Kozłowski :)

Wyraża się to tak np., że popularny atlas grzybów bez polskich nazw się gorzej sprzedaje i żaden racjonalnie gospodarujący wydawca na taki ekscentryczny numer nie pójdzie.

W nielicznych przypadkach grzybów funkcjonujących w gospodarce lub kulturze popularnej polskie nazwy (niekoniecznie "polskie naukowe" i niekoniecznie precyzyjne) są trwale zakorzenione i nie zaniką (np. pieczarki, kurka, prawdziwek, muchomor) a nawet pojawiają się nowe z importu np. szitake, nameko, itd.


Natomiast w przypadku organizmów "nie interesujących szerokich kręgów społeczeństwa" a do takich należą mikrogrzyby, grzyby niepozorne, mchy, porosty i coraz więcej roślin wyższych,
używanie polskich nazw taksonów stopniowo stają się nieszkodliwym dziwactwem kultywowanym przez niewielką grupkę hobbystów tego rodzaju nomenklatury.


PS
a swoją drogą autorefleksja - produkcja takich długich wypowiedzi w tym wątku to dopiero bezpłatna, hobbistyczna, mało sensowna działalność z potrzeby serca, autopromocji :) lub adrenaliny

#2019
od października 2007

2009.11.07 02:47 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Paula Probucka (mykola)
Z potrzeby serca, z potrzeby dialogu, monologu i z weny się bierze, Marku, z muzy aktualnie sprzyjającej też niewątpliwie :-)
A ja się odzywam zupełnie sobie a muzom, bo ciekawa sprawa z jednym słowem: "ekscentryczny". Ja pracuję ze słowami, a słowa to mój zawód. I jeszcze parę (para = ok. 2) lat temu dokładnie w takim znaczeniu i kontekście jak Ty bym go użyła, a teraz to mi się przede wszystkim ze budową owocnika i trzonem kojarzy, więc w tym przypadku wybrałabym "ekstrawagancki". Ekscentryczny? Zarezerwowany dla mykologii! Stwierdzam to z samoosłupieniem. A ja jestem dorastana na "Kontestacji" i bycie ekscentrykiem mam po prostu we krwi! :-)
i

#2003
od kwietnia 2004

Mała jest siła mojej argumentacji, ale głębokie przekonanie o racji we mnie tkwi. Hobby i praca, praca i hobby, ze wskazaniem na ściemnianie. Informacja to też kasa. GREJ. Łakomy kąsek. Rozrasta się, doniesienia napływają coraz szerzej. I tylko nie ściemniajcie, że tam nikt nie zagląda. A czy kustosz, opiekun techniczny i może jeszcze inni wspominają coś o pieniądzach ?. Każdy pojmuje to co robi inaczej i wyraźnie to widać w powyższych wypowiedziach.
Och te cierpienia wynalazcy i samotność naukowca.
Czy chcecie na własne życzenie być skazani na siebie i na cztery ściany waszych pracowni ?.
Czy chcecie porozumiewać się tylko między sobą i żyć we własnym świecie?.
Co rozumie pacjent któremu lekarz zdiagnozował chorobę i oznajmił ją po łacinie?.
Jeżeli nie otworzycie okien pracowni i nie będziecie bardziej chętni i elastyczni, to już niebawem będzie błaganie o doktoranta nie wspominając już o magistrancie.
To teraz ja pożyczę.
Powodzenia.

Darek.
Ostatnie zdanie napisane przez Ciebie jest uniwersalne, więc nie cytując podpiszę się pod nim również. Ale!.
Osutka sosnowa trafia dalej i szerzej niż Lophodermium pinastri.
I zupełnie dla pełnego luzu poddam pod rozwagę, (bo trzeba czasem zapomnieć o pieniądzach) tekst napisany ręką Jonasza Kofty.

Bluszczem ku oknom
Kwiatem w samotność
Poszumem traw
Drzewem co stoi
Uspokojeniem
Wśród tylu spraw

Pamiętajcie o ogrodach
Przecież stamtąd przyszliście
W żar epoki użyczą wam chłodu
Tylko drzewa, tylko liście

Pamiętajcie o ogrodach
Czy tak trudno być poetą
W żar epoki nie użyczy wam chłodu
Żaden schron, żaden beton
Kroplą pamięci
Nicią pajęczą
Zapachem bzu
Wiesz już na pewno
Świeżością rzewną
To właśnie tu


Pamiętajcie o ogrodach
Przecież stamtąd przyszliście
W żar epoki użyczą wam chłodu
Tylko drzewa, tylko liście
Pamiętajcie o ogrodach
Czy tak trudno być poetą
W żar epoki nie użyczy wam chłodu
Żaden schron, żaden beton

I dokąd uciec
W za ciasnym bucie
Gdy twardy bruk
Są gdzieś daleko
Przejrzyste rzeki
I mamy XX wiek


Pamiętajcie o ogrodach
Przecież stamtąd przyszliście
W żar epoki użyczą wam chłodu
Tylko drzewa, tylko liście

Pamiętajcie o ogrodach
Czy tak trudno być poetą
W żar epoki nie użyczy wam chłodu
Żaden schron, żaden beton.

#919
od maja 2009

2009.11.07 20:19 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Mirosław Gryc (mirek63)
Sobotnie popołudnie, wracam do domu po dość wyczerpującej pracy i już chyba z przyzwyczajenia wskakuję na bio-forum. Wątek Marka bije wszelkie na łeb i klasyfikuje się w samej czołówce. No to "klik" i otwiera się strona rozgrzana do czerwoności przez emocje. Przeczytałem uważnie cały wątek, niektóre wypowiedzi po dwa razy i szczerze mówiąc nie wiem kto w tym sporze ma rację. W zasadzie wszyscy maja swoje racje i do tego podparte argumentami z którymi trudno się nie zgodzić.
Cenię Marka za to że, dba o język polski i chce tworzyć nasze ojczyste nazwy i nawet mu daruję ten „wygłup” z „pyłkoświństwką”.
Nie mogę się jednak zgodzić z zarzutami co do bierności naszych naukowców. Jeśli im tak jest wygodniej, to proszę bardzo niech używają języka uniwersalnego jakim jest łaciński. Nic na siłę. Moje jednak prywatne odczucie nie pozwala jednak udzielić im, aż tak całkowitego rozgrzeszenia jakby się to wydawało.
Marek Snowarski krytykując(przepraszam jeśli mylę się , ale takie odniosłem wrażenie) polskie nazewnictwo, tym samym dał powód do tego żeby to właśnie polscy naukowcy zajęli się jego nadawaniem. W przeciwnym razie faktycznie zaczniemy używać określeń obcojęzycznych które również mają mało wspólnego z nazewnictwem naukowym.
Któż lepiej zna charakterystyczne cechy danego gatunku i potrafi mu nadać jak najbardziej odpowiednią nazwę, jak nie Wy.
Jeśli ktoś w tym nie pomoże społeczeństwu, to przedziwne nazwy będą nadal wyrastać z prędkością adekwatną do powiedzenia „jak grzyby po deszczu”.
Nie znam historii powstawania polskiego nazewnictwa grzybów ale jestem przekonany że w czasie gdy było ono tworzone, problemy z komunikacją pomiędzy ludźmi były znacznie większe niż teraz i z tego powodu powstał cały problem.

Brak internetu?... o czym ja w ogóle wspominam.
Brak dostępu do literatury fachowej? … jak najbardziej.
Zadajmy sobie pytanie: z czego nasz polski przodek miał skorzystać aby nadać nazwę jakiemuś tam znalezionemu grzybowi?
Wolna amerykanka to mało powiedziane.
I co, nadal zwykły, szary Polak ma wymyślać sam nazwy?
Jak go widział, tak go zwał!
Oj, będą znów powody do narzekań!

Wydawało by sie że, w zasadzie, to po co nadawać polską nazwę czemuś, czego nawet nie widać gołym okiem.
Z drugiej jednak strony fajnie by było, gdyby to „coś” posiadało polską nazwę.
Warto spróbować. Może nie wszystko naraz ale moglibyśmy spróbować nadać niektórym grzybom nasze wewnętrzne „forumowe” polskie nazwy. Któż wie, może za parę lat okaże się że, ktoś tej nazwy używa a my będziemy mieć satysfakcję(i nic więcej, a może aż tyle?).

A może w formie konkursu.
Mogła by być niezła zabawa:-)))
A może Marek w swoim atlasie zgodził by się zamieścić ja, chociażby drobnym druczkiem i z odpowiednią adnotacją?
Pozdrawiam !
i

#2694
od kwietnia 2001

2009.11.07 23:28 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Marek Snowarski (marek)
Nazwy polskie i to sankcjonowane czeklistą i autorytetem, są już wymyślone dla niemal wszystkiego większego, grzybowego (nieco ponad 3 tysiące gatunków grzybów podstawkowych). Podaję je zawsze, czasem w wariantach "przed i po czekliście" na grzyby.pl
Tak, że nie ma w zasadzie problemu tworzenia nowych nazw.

Dyskusja raczej tyczy potrzeby i sensu ich używania.
No i tych przypadków gdy jakiemuś drobiazgowi jeszcze polskiej nazwy nie wymyślono.

#920
od maja 2009

2009.11.08 07:18 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Mirosław Gryc (mirek63)
No i bardzo dobrze jeśli już ktoś te nazwy wymyślił.
Zostaje w takim razie problem rozpowszechnienia tych nazw, bo musimy pamiętać że, te forum czytają nie tylko ludzie zajmujący się zawodowo grzybami. I to w pewnym sensie od nas będzie zależeć czy porzykładowy Kowalski, dany grzyb będzie nazywał np. gąska czy też "bleblegrzybki bylejakie".
Tak jak jednak na początku wspomniałem jest to dobra wola każdego forumowicza i każdy ma prawo używać nazewnictwa dla siebie wygodniejszego.
Możemy jedynie ponowić apel o podwójne nazewnictwo, chociaż zgadzam się z tymi co twierdzą że, w niektórych przypadkach te nazwy wprowadzają więcej bałaganu niż korzyści.
:-)

#391
od września 2004

Marku,
Wkładasz mi w usta słowa których nie powiedziałem! Ja nie wiem w jaki sposób połączyłeś moje wypowiedzi z osobą prof. Fałtynowicza, do którego żadna część z moich wypowiedzi nie była adresowana. Wszystkie moje wypowiedzi były wyłącznie polemiką z Tobą Marku (być może dlatego odwracasz kota ogonem) na temat nazewnictwa polskiego GRZYBÓW MIKROSKOPIJNYCH i roli naukowców w kreowaniu tego nazewnictwa.
Profesor Fałtynowicz zrobił kawał porządnej roboty w postaci checklisty porostów Polski – i w tym tkwi siła NAUKOWA tej pozycji, a zaproponowane w niej polskie nazwy porostów to, jak sądzę, jest sprawa drugorzędna dla tej publikacji.
i

#2009
od kwietnia 2004

Marcin.
W żadnej mierze nic podobnego nie ma miejsca. Jeżeli tak myślisz, to jest to wielka nadinterpretacja. Apelowałem i nadal apeluję o pochylenie się nad sprawą, ale nic nie wymuszam i nikogo nie napiętnuję. Kto ma dobrą wolę, a przede wszystkim chęć kontynuacji i podtrzymania tradycji mistrzów, temu chwała.
Przyczynek, nie zawęża się do grzybów mikroskopijnych, to Twój wyłączny i chyba w tym miejscu utożsamiony pogląd.
Profesora Fałtynowicza przywołałem dlatego, aby pokazać, że jeżeli się chce to można.
Marcin. Przecież ja na Tobie nic nie wymuszam. Przedstawiłeś Twój punkt widzenia i ja go szanuję, choć wcale go nie podzielam.
Owoc pracy naukowej trafia też do rolników, ogrodników, sadowników itd. Trudno mnie jest wyobrazić sobie łacinę w ich codziennej pracy i to na różnym poziomie wykształcenia.
Jeżeli poczułeś się przeze mnie urażony, to bardzo przepraszam.

#392
od września 2004

OK
i

#2705
od kwietnia 2001

2009.11.10 19:36 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Marek Snowarski (marek)
Marek używa między innymi argumentu
"rolników, ogrodników, sadowników itd. Trudno mnie jest wyobrazić sobie łacinę w ich codziennej pracy i to na różnym poziomie wykształcenia"

1. po pierwsze to może obrażasz te grupy imputując im jakąś przyrodzoną słabosilność umysłową (a może to tylko ograniczenie Twojej wyobraźni :) )

2. po drugie i najważniejsze argument "łacina" jest demagogiczny do kwadratu - nazwa gatunkowa to nie język łaciński tylko nazwa utworzona zwykle na bazie słów pochodzących z łaciny (podobnie jak bezpośrednio lub pośrednio znaczna część słownika języka polskiego - telewizor, komputer, telefon, fotografia, mikologia, armata, mammografia itd.)

jakoś "rolnicy, ogrodnicy, sadownicy radzą sobie z nazywaniem dzieci Sandra, Marek (to "z łaciny"), a psów np. pitbul, kwiatkow gerbera, cyntia, a jabłek melroza, golden-delicjusz itd.

to zainteresowani grzybami przyswajają sobie Conocybe (stożkogłówka), Entoloma (dzwonkóweczka/wieruszka), Inonotus (błyskporek/włóknouszek) zamiast dziwacznych i czasem trudniejszych do zapamietania niby-polskich słowo-zlepów (to była łysiczka czy łysostopek?)


mi nie chodzi o wymyślanie nowych polskich nazw dla tych gatunków które ich nie mają - daj boże zdrowie i kompetencji na poprawne ich tworzenie - tyle, że to w praktyce jest bezużyteczne - bo się nie przyjmą w obiegu jako mniej użyteczne
i

#2706
od kwietnia 2001

2009.11.10 20:01 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Marek Snowarski (marek)
taka auto-refleksja mnie naszła
"siła rażenia" grzyby.pl i bio-forum.pl rozumiana jako "zdolność normotwórcza" jest nie do zaniedbania

a) niech zamiast "nazwa łacińska" będzie konsekwentnie stosowany termin "nazwa naukowa"

b) w miejsce używanego obecnie przeze mnie "polska nazwa naukowa" - używać terminu "nazwa polska"
[tak jest to zresztą używane w czekliście Wojewody (lista kontrolna :) Wojewody - to się narazie nie przyjęło, choć mogło by]
coby tą "naukowością" nie podbudowywać autorytetu nazwy polskiej

c) i bez zmian termin "nazwa zwyczajowa" dla naturalnych nazw "ludowych", "gwarowych", "będących w obiegu"

do wdrożenia Marku :) (to do mnie)
i

#2010
od kwietnia 2004

„Łacina” – duży skrót myślowy, który przetacza się nie tylko przez moje wypowiedzi.
Bardzo mi odpowiada i podoba ta droga: „nazwa naukowa”, „nazwa polska”, itd.
Ad vocem.
„1. po pierwsze to może obrażasz te grupy imputując im jakąś przyrodzoną słabosilność umysłową (a może to tylko ograniczenie Twojej wyobraźni :) )”
Czy „światłość” jest każdemu dana równo?.
Może moja wyobraźnia i kuleje, ale doświadczenie życiowe jest górą nad przerostem wyobraźni.
Pragnę jednak zauważyć, że „kasa” też tutaj głośno pobrzękiwała, a o tym cicho sza.
Zawsze coś, komuś się nie będzie podobał, bo to takie nam bliskie i historycznie dowiedzione. Można się z czymś zgadzać, bądź nie. Tu można wybierać.
Może nakazać wprowadzenie samych nazw naukowych, a nazwy polskie zamazać.
Jest top, czemu nie.
Iść na lunch, zamiast iść na obiad. Prawda, jak światowo i jak ładnie.
„Szpetniak językowy” utworzony celowo dla zwrócenia uwagi na sprawę nazewnictwa okazuje się, że ma swoją bardzo dobrą stronę. Po pierwsze „szpetniaka” można unicestwić lub poprawić, a z nazewnictwem może można dojść do twórczej konkluzji.
Ja swoje powiedziałem, a życie wszystko zweryfikuje.
« Poprzedni Następny » bio-forum.pl « Jaki to grzyb? Mykologia « Archiwum - starsze wątki « Archiwum 2009 listopad «
Czy jesteś pewien/pewna, że masz coś (rzeczowego) do dodania?

Główna Ostatnia doba Ostatni tydzień Szukaj Instrukcja Kopuj link Administracja
ta strona używa plików cookie — więcej informacji