Wybierając się na zaplanowaną wycieczkę ujrzałem miejsce, którym rosły młode jesiony, drzewa owocowe i topole. Z czystej ciekawości postanowiłem zajrzeć i... zgłupiałem. Takiej ilości smardzów nie widziałem jeszcze w życiu. Ponad 3 lata chodzenia i szukania smardzów po lasach nie przyniosło żadnych skutków. Znalazłem je dopiero w... mieście :)

Zastanawia mnie jeszcze czy te wszystkie to jeden i ten sam gatunek, czy są tu 2 różne. Oto dzisiejsze znalezisko (łącznie naliczyłem 42 sztuki):















A to największy jaki tam był (na oko ok. 15 centymetrów wysokości):

świetne znalezisko - ciekaw jestem czy był tam jakis mały pożar - lub resztki węgla drzewnego - w wielu miejscach - kiedyś jak szukałem - pisałe że smardze masowo rosną w rok po pożarach

(wypowiedź edytowana przez rapatang 29.kwietnia.2010)

Piękne!
Ja, Grześ, nigdy nie znajdowałam smardzów w miejscach popożarowych.
Czytałam natomiast, że one uwielbiają wszelkie ślady ludzkiej działalności.

Chyba te same - jadalne.

Pożarów nie było, ale jest dużo popiołu i resztek z ognisk tam wyrzuconych. Poza tym dużo rzeczy z ogródków tam jest (szczególnie zgniłe owoce i pocięte krzewy itp itd.)