bio-forum.pl Zaloguj Wyloguj Edycja Szukaj grzyby.pl atlas-roslin.pl
Kolczurka klapowana - dwa pytania do biologów
« »
Botanika « Archiwum « Archiwum 2011-12 «
i

#237
od sierpnia 2006

Zafascynował mnie już dawno temu przybysz z Ameryki, czyli kolczurka. Przeszukałem internet, ale nigdzie nie znalazłem informacji na temat właściwości tej roślinki. Owszem, jest inwazyjna, ale można ograniczyć jej "ucieczkę w siną dal" i na to są sposoby. Ale mnie interesują właściwości toksyczne tej rośliny, a zwłaszcza nasion. Należy co prawda do dyniowatych, nasiona przypominają pestki dyni (tylko że brązowe i wzorzyste), ale czy można je bezkarnie łuskać, jak dynię? Spróbowałem to przegryźć, smak w porządku, ale kto wie, co tam w środku siedzi?
Więc wolę zapytać. Czy ktoś coś wie na ten temat?

I drugie pytanie tym razem dotyczące siewu. Jest to roślina jednoroczna. Wszędzie jest napisane, że nie jest mrozoodporna i powinno się wysiewać nasiona w marcu - kwietniu.
Ale przecież kolczurka jest w warunkach naturalnych bardzo inwazyjna i wcale nie czeka, aż ktoś się zlituje i zechce wysiać jej nasiona w marcu lub w kwietniu :) Pierwsze owoce już dojrzały i wystrzeliły nasionami. I szybko dojrzeją kolejne. Na wiosnę w naturalnych siedliskach kolczurki będzie kilka razy więcej.
A ponieważ to właśnie we wrześniu jest wysyp nasion - czy nie lepiej wysiewać nasiona jesienią? Tak jak to jest w naturze?

#4176
od września 2006

2011.08.22 08:56 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Piotr Grzegorzek
Toksyczna nie jest, ponieważ znam człowieka, który jadł ją przez jakiś czas sądząc, że to ogórecznik. Po drugie, kolczurka znakomicie obsiewa się sama, także w ogrodach i od chwili jej wprowadzenia raczej trzeba ją poskramiać niż dosiewać. Można też starannym plewieniem skutecznie usunąć ją w kilka lat. sprawdzone osobiście.

(wypowiedź edytowana przez piotr_grzegorzek 22.sierpnia.2011)
i

#6494
od stycznia 2007

kolczurka klapowana - jedna z najbardziej niebezpiecznych dla naszej flory roślin inwazyjnych:

http://www.wigry.win.pl/kwartalnik/nr27_inwazyjne3.htm

Są także dostępne w internecie inne źródła omawiające zagrożenia, jakie niesie ta i inne rośliny inwazyjne.
i

#6495
od stycznia 2007

i

#238
od sierpnia 2006

Oczywiście wiem, że kolczurka to gatunek inwazyjny. Metody radzenia sobie z nim to obrywanie owoców zanim dojrzeją. przynajmniej wówczas, gdy ma stanowić osłonę np. płotu i jest w małej ilości. Od wielu, wielu lat właściciel baru w Sokolnikach obsiewał kolczurką ogrodzenie i nigdy jakoś mu nie uciekła.
Ale na przykład tydzień temu widziałem kolczurkowe zarośla wzdłuż rzeki przepływającej przez Poddębice. Prawdopodobnie wymknęła się z pobliskich ogródków działkowych. Wszystko zależy, jak się z nią postępuje. Ja co prawda wiem, że trzeba z nią być ostrożnym, ale obawiam się, że większość tych, którzy obsadzają nią ogrodzenia - nie ma o tym zielonego pojęcia.
Przy okazji - dziękuję za linki. O kolczurce i nawłoci wiedziałem, ale np. barszczu nigdy nie spotkałem. W moich okolicach go nie ma i jakoś nigdy nie rzucił mi się w oczy, choć sporo wędruję i podróżuję po kraju. To chyba dobrze.

(wypowiedź edytowana przez dr_przenikanie 22.sierpnia.2011)
i

#6496
od stycznia 2007

Jacku, kolczurki widuję coraz więcej w wielu miejscach :-(((((
Wymknęła się już spod kontroli i pytanie zasadnicze jest takie, czy jesteśmy w stanie się jej pozbyć z naszego środowiska, z naszych ekosystemów dotąd porastanych przez gatunki rodzimej flory?????

Barszcz Sosnowskiego widuję, informuję wówczas sama lub za pośrednictwem osób, które proszę o wstawiennictwo odpowiednie instytucje, samorządy, dyrekcje.
Jest barszcz Sosnowskiego w moich stronach, jest w Beskidzie Niskim - widziałam go w tym roku, jest w innych miejscach w Polsce. W miejscach, gdzie rośnie zagraża i ludziom (niebezpieczne oparzenia skóry, spojówek, nawet WDYCHANIE wydzielanych przezeń olejków eterycznych jest niebezpieczne), i obszarom chronionym -> rodzimej florze.

Tego rodzaju rośliny inwazyjne jak gatunki nawłoci, barszcz Sosnowskiego, kolczurka klapowana, rdestowce ostrokończysty, sachaliński, niecierpki drobnokwiatowy i himalajski to gatunki, które mogą sprawić, że w niedługim czasie całe obszary Polski będą wyłącznie nimi porośnięte, a rodzima flora na tych terenach pozostanie wspomnieniem .....

(wypowiedź edytowana przez topazzz 23.sierpnia.2011)
i

#239
od sierpnia 2006

To istotny problem, ale... na przykład czeremchę amerykańską, czy dąb czerwony wprowadzili do uprawy leśnicy, a więc nie działkowcy, którym coś się tam spodobało i zasadzili, ale fachowcy! Więc jeśli fachowcy popełniają takie błędy, to strach się bać. Zresztą - jest w Polsce moda na ogrody. Firmy ogrodnicze prześcigają się w sprowadzaniu wszelkich wynalazków. Pół biedy, jeśli to są rośliny, które w naszym klimacie czują się nieszczególnie. Ale kto zagwarantuje, że któreś ze sprowadzanych roślin nie staną się inwazyjne? Z reguły o roślinach inwazyjnych mówi się dopiero wtedy, gdy inwazji dokonały i na działania jest praktycznie za późno.
i

#6498
od stycznia 2007

Wspominasz Jacku czeremchę amerykańską, oczywiście ona też jest gatunkiem inwazyjnym, a wprowadzanym przez leśników.
Podobnie inwazyjna jest Rosa rugosa i inne, rzeczywiście strach się bać w sytuacji, gdy człowiek mądry jest dopiero po szkodzie, wówczas, gdy obserwuje efekt swoich działań .....

#295
od maja 2010

2011.08.23 19:01 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Maciej Romański (wolf)
Pozwolę sobie również zabrać głos w tej ciekawej dyskusji. Problemem roślin inwazyjnych zajmujemy się już od kilku lat, między innymi usiłujemy je zwalczać (z różnymi efektami).

Kolczurka (Echinocystis lobata) przez bardzo długi czas zachowywała się dość grzecznie, nie uciekając zbytnio z ogrodów. Niestety, to dość częsty scenariusz u roślin inwazyjnych, w pewnym momencie przełamała bariery i ruszyła w Polskę. Obecnie największy problem z tym gatunkiem występuje głównie na zachodzie Polski. Od ok 4 lat jednak również na północnym-wschodzie, gatunek ten stał się inwazyjnym i rozpoczął zmasowany atak na siedliska naturalne. Wcześniej zdarzały się pojedyncze przypadki, na niezbyt dużą skalę. Szczególnie drastyczny jest właśnie obecny rok, przynajmniej na naszym terenie - kolczurka pojawia się masowo w bardzo różnych siedliskach. Najchętniej oczywiście atakuje różne lokalne zabagnienia, brzegi jezior i rzek, ale obserwujemy ją nawet na ugorach i polach uprawnych, gdzie np. potrafi skutecznie zarastać uprawę ziemniaków. W chwili obecnej gatunek ten staje się, na naszych oczach, jednym z bardziej inwazyjnych i niebezpiecznych gatunków roślin.

Scenariusz gdy gatunek sprowadzony z odległych krajów, przez dziesięciolecia nie powoduje problemów, by nagle "zerwać się ze smyczy" jest dość częsty. Część gatunków potrzebuje nawet ok 100 lat od sprowadzenia, aby zaaklimatyzować się, wyselekcjonować drobne mutacje pozwalające na inwazję i ruszyć w świat... Choć są i takie, które rozpoczynają inwazję natychmiast, po dotarciu na nowe miejsce (np. Impatiens parviflora).

Co do źródeł rozprzestrzeniania się gatunków inwazyjnych - są różne. nasiona, dzięki ogólnoświatowemu transportowi, są w stanie dotrzeć w najdalsze zakątki kuli ziemskiej. Jednak głównym źródłem gatunków inwazyjnych jest "świadoma" działalność człowieka. Część gatunków inwazyjnych została sprowadzona do ogrodów botanicznych jeszcze w okresie wielkich odkryć geograficznych. Inne sprowadzano celowo jako rośliny ogrodowe, jeszcze inne wprowadzono do środowiska w imię dość opacznie rozumianego "zwiększania bioróżnorodności" lub jako eksperymenty w celach hodowlanych (całkowicie nieudane).

Cóż, wcześniej problem inwazyjnych gatunków był w zasadzie nieznany, był poza świadomością ludzi. W tym i fachowców - botaników prześcigających się w ilości gatunków w ogrodzie botanicznym (ku uciesze gawiedzi która chciała oglądać rośliny i zwierzęta z odległych krain), leśników eksperymentujących z różnymi gatunkami w celach komercyjnych (cieszmy się że w naszym klimacie eukaliptus się nie utrzymuje, w cieplejszych obszarach europy to jest zaraza, sprowadzona jako doskonałe drzewo na papier). Problem gatunków inwazyjnych, zaistniał dopiero dość niedawno. Szczególnie w Polsce, jest to bardzo świeży temat, nie mający jeszcze większego miejsca w "świadomości społeczeństwa" i co gorsza decydentów również. Na zachodzie Europy zdano sobie sprawę z zagrożenia i rozpoczęto akcje walki z intruzami, edukacji społeczeństwa oraz wprowadzono odpowiednie przepisy prawne np. zabraniające uprawy niebezpiecznych gatunków i nakazujące właścicielom gruntów niszczenie gatunków inwazyjnych. Jako ciekawostkę można powiedzieć, że są na świecie państwa, w przepisach których próba wwiezienia i uprawy obcych gatunków, jest traktowana jak atak terrorystyczny - na równi z wysadzeniem w powietrze szkoły pełnej dzieci.

Obecnie i w Polsce temat gatunków inwazyjnych jednak pomału zaczyna docierać szerzej do ludzi. Z praktyki mogę jednak powiedzieć iż jest to bardzo trudne.

To że możemy zapanować w ogrodzie nad inwazyjnym gatunkiem jest bardzo złudne. Wystarczy czasem chwila nieuwagi... by nasiona, kłącza itd wydostały się poza obszar uprawy i rozpoczęły inwazję na okolicę. Obecnie są miejsca w Polsce gdzie sytuacja jest już na prawdę dramatyczna. Widziałem miejsca gdzie wykształciły się 5-6 gatunkowe fitocenozy zbudowane wyłącznie z gatunków obcych (np. klon jesionolistny, dąb czerwony w drzewostanie, czeremcha amerykańska jako krzew i np. niecierpek drobnokwiatowy jako jedyny gatunek runa). Mamy już też setki hektarów jednogatunkowych monolitów gatunków inwazyjnych - np. rdestowców, barszczu itd.

Niestety, obecnie nasi decydenci są bardzo niechętni na prawne rozwiązania dotyczące ograniczenia uprawy i skoordynowanej walki z gatunkami inwazyjnymi. Próba wprowadzenia odpowiednich zapisów do odpowiednich ustaw zakończyła się w zasadzie fiaskiem, owszem temat zaistniał, ale w bardzo kulawej postaci. Jedyne więc co obecnie można zrobić, to różne "oddolne" inicjatywy i próby walki czy edukacji.

W takiej sytuacji pozostaje tylko mieć nadzieję iż ludzie, posiadający świadomość istnienia problemu i którym zależy na zachowaniu naszej przyrody, będą potrafili powstrzymać się przed uprawą gatunków inwazyjnych. Ich wprowadzenie do ogrodu czasem nie kosztuje nic... natomiast straty powodowane w przyrodzie bywają katastrofalne a koszty walki z intruzami są bardzo wysokie. Bez trudu można wydać setki milionów złotów na takie zabiegi. A czasem nie da się już zrobić nic... tylko patrzeć jak tracimy kolejne stanowiska rzadkich rodzimych gatunków i jak ulegają dewastacji naturalne ekosystemy.

Na zakończenie dodam iż mamy już nowych kandydatów, na kolejne gatunki które właśnie zaczynają zdradzać symptomy iż mogą "ruszyć w Polskę". Ten problem będzie narastał.

Dlatego apelował bym do forumowiczów, którym jak mniemam zależy na naszej przyrodzie, aby na prawdę zastanowili się czy na prawdę warto posadzić w swoim ogrodzie inwazyjny i niebezpieczny gatunek. Jest tyle pięknych odmian rodzimych gatunków nie stanowiących zagrożenia dla naszych ekosystemów.

Ale się rozpisałem, mam nadzieję że zostanie mi to darowane ;-)...
i

#240
od sierpnia 2006

Oczywiście, że zostanie darowane, zwłaszcza że ten długi (lecz bardzo ciekawy) wywód do reszty przekonał mnie, żeby trzymać się od kolczurki z daleka, choć uczciwie przyznam, że planowałem sobie posadzić na wiosnę parę nasionek przy barierkach od tarasu. Uciec specjalnie by nie miała gdzie, przed tarasem jest tylko trawnik i to często strzyżony, ale fakt faktem - jeszcze spodobała by się komuś, uszczknąłby parę nasionek, posiał, nie pilnował - i mamy kolejne stanowiska.

No dobrze, ale skoro na pewno nie kolczurka, to co mi radzicie? Żeby bardzo szybko rosło, ładnie się pięło po barierkach i nie wymagało specjalnego zachodu ani rewelacyjnej ziemi? Jest jakiś taki gatunek nieinwazyjny i godny polecenia?

Tak, to przerażająca wizja: dąb, klon, w poszyciu czeremcha a w runie niecierpek. A jak już się człowiek z lasu wydostanie - to na pole nawłoci albo barszczu, po którym pnie się kolczurka.
Tylko dzieciaki w szkole podstawowej miałyby frajdę na lekcjach biologii, bo wystarczyłoby się nauczyć dziesięciu gatunków i miałoby się opanowaną całą niemal florę Polski :(

Co do świadomości społeczeństwa - na to bym zbytnio nie liczył. Myślę, że jest nie tylko słabo poinformowane w tym temacie - ale w ogóle nie ma żadnej wiedzy. Rozwiązanie widziałbym tylko jedno: odgórne dyrektywy nakazujące właścicielom ziemi likwidację gatunków inwazyjnych. Większość ziem ma jakichś właścicieli i nietrudno by było opanować sytuację w wielu rejonach kraju, gdyby każdy był zobowiązany zająć się swoim poletkiem pod groźbą np. kary finansowej. No ale żeby coś takiego przeforsować - potrzebna by było przekonać decydentów.
Ja myślę, że gdyby tę 5-6 gatunkową, koszmarną fitocenozę, o której Maciej wspomina można było objąć ochroną i utworzyć coś w rodzaju "obszaru krajobrazu chronionego" albo chociaż "użytku ekologicznego" i pokazywać decydentom, co nas czeka jeśli nie opanujemy inwazji - chyba łatwiej by było ich przekonać. Do takiego miejsca można by prowadzać wycieczki szkolne i pokazywać, co nas czeka w myśl zasady "czym skorupka za młodu..."
Ale rozwiązania prawne są niezbędne. Sporo obszarów to pasy drogowe, okolice cieków wodnych i lasów - które należą do państwa.
Tak mi się wydaje, choć przywędrowałem tu z drugiej części bioforum, czyli tej mykologicznej :)

A tak przy okazji pytanie do Macieja: jakie nowe gatunki gotują się do inwazji?

#6499
od stycznia 2007

Zimozielony bluszcz Hedera helix nie odpowiadałby Tobie, Jacku?
i

#6500
od stycznia 2007

Oczywiście muszę dodać, że z równie wielkim zainteresowaniem przeczytałam wypowiedź p. Macieja :-)))))

#753
od lutego 2007

2011.08.24 18:00 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Piotr Kobierski (koberek)
W mojej okolicy (zachodnia Polska) kolczurka nie jest aż tak dużym problemem najczęściej spotykam ją w nadrzecznych łęgach. Znacznie groźniejsza jest rodzima Carex brizoides,która wypiera z łęgów większość gatunków. Pierwsze zdjęcie z 16.04.2011 r. - młoda C. brizoides w łęgu. Drugie zdjęcie z 25.07.2011 r. C. brizoides w uprawie olszowo-sosnowej na siedlisku łęgu.
i

#241
od sierpnia 2006

Basiu, ale ja nie dla przyszłych wnuków chciałem coś posadzić, tylko dla siebie. Podstawowe kryterium to tempo wzrostu. Bluszcz bardzo wolno rośnie :(

#296
od maja 2010

2011.08.24 18:50 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Maciej Romański (wolf)
Dziś raczej nie zdołam odpowiedzieć na pytania, mam nadzieję że uda mi się to jutro. Te pnącze na balkon chcesz posadzić w donicach czy w gruncie?

#242
od sierpnia 2006

W gruncie, przed tarasem. Chciałbym, żeby się pięło po barierkach. No i żeby szybko rosło :)

#299
od maja 2010

2011.08.25 08:42 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Maciej Romański (wolf)
1. Jeśli nie kolczurka to co? Ekspertem od roślin ogrodowych nie jestem. Prawdę mówiąc dopóki siedzą grzecznie w ogrodzie nie interesują mnie w ogóle, dopiero jak się zaczną wyrywać na wolność trafiają w strefę moich zainteresowań ;-) Ale popytałem bardziej zorientowanych w temacie...

Na wstępie - zastanawiając się nad jakąś rośliną do ogrodu, dobrze jest sprawdzić w bazie danych Instytutu Ochrony Środowiska, czy jest u nich na liście i jaki ma status. To pomoże wyeliminować gatunki inwazyjne z planów.
http://www.iop.krakow.pl/ias/Baza.aspx

Jeśli nie ma tam danego gatunku, oznacza że jest niegroźny, utrzymuje się wyłącznie w uprawie. Jeśli na liście jest - trzeba uważnie przeczytać co o nim piszą, bo nie zawsze obecność na liście oznacza że gatunek jest niebezpieczny.

W takim miejscu można by np. posadzić wiciokrzew pomorski (Lonicera periclymenum) - rodzimy gatunek w odmianach ozdobnych. Nie będzie rósł tak szybko jak kolczurka, ale z czasem będzie piękną ozdobą. Można też użyć obcego gatunku Lonicera x tellmanniana - wiciokrzew Tellmanna, na razie nie wykazuje tendencji do uciekania z ogrodów i raczej to nie nastąpi.
Ale unikać należy gatunku wiciokrzew przewiercień (Lonicera caprifolium) - ten akurat rozpełza się wzdłuż dolin wielkich rzek.

Jeśli zależy jednak na szybkości, można balkon obsiać np. ozdobnymi odmianami fasoli. Te na pewno szybko stworzą osłonę a w tak zwanym międzyczasie można czekać aż urośnie coś bardziej powolnego we wzroście.

Szybko też osłonę stworzy chmiel (Humulus lupulus) - rodzimy, rośnie szybko a jego "szyszeczki" są całkiem ładne a i piwa se będzie można potem naważyć ;-).
Można też użyć obcego chmielu japońskiego (Humulus japonica). Obecnie w Polsce nie ma znanych przypadków jego ucieczki, jednak jest to gatunek nieco podejrzany. W Anglii wyrwał się spod kontroli i rozpoczął atak. Oczywiście tam jest inny klimat, niemniej tu należało by jednak być ostrożnym.

Z pnączy można jeszcze polecić różne odmiany Clematis (poza Clematis vitalba, ten regionalnie stwarza problemy).

Szybko też będą rosły odmiany ozdobne powojników (Convolvulus)

Z innych roślin, ale raczej do uprawy w donicach można podać Mina lobata, Cobea scandens, Sundevilla, nasturcja pnąca, Wilec purpurowy... i jeszcze pewnie coś by się znalazło. Te gatunki nie przeżywają zimy w naszych warunkach, wymagają zimowania w mieszkaniu, nie są więc niebezpieczne, aż tak dalekiej aklimatyzacji nie przejdą, chyba że postawi się im "geologiczne" ramy czasowe ;-).


===================================================================

2. Takich kadłubowych zbiorowisk roślinnych zbudowanych głównie z niewielkiej liczby obcych gatunków można znaleźć więcej. Na zachodzie Polski można trafić na robiniowe lasy. Takich przykładów można by mnożyć.

3. Jeśli wszytko pójdzie dobrze i uda się zdobyć fundusze planujemy wielki projekt dotyczący obcych gatunków, w tym z ogólnopolską kampanią edukacyjną (ze spotami reklamy społecznej w TV włącznie). Może to choć trochę zwróci uwagę społeczeństwa na ten problem. Bo obecnie świadomość jest rzeczywiście niska. Wystarczy przytoczyć dość przerażający fakt iż w programie ogrodniczym "Maja w ogrodzie" autorka polecała sadzenie rdestowców (Reynourtia japonica) - gatunku będącego na liście 100 najbardziej niebezpiecznych gatunków inwazyjnych świata!!! Polecanie tego potwora można zaliczyć chyba do zbrodni przeciw ludzkości ;-) i domagać się postawienia autorki przed trybunałem w Hadze ;-). Jeszce gorszym przykładem jest niestety Instytut Ochrony Środowiska, który w swoich materiałach dotyczących ochrony pewnych gatunków motyli zaleca sadzenie czeremchy amerykańskiej!!! Bezmyślność? Chyba tak i to skrajna. Od tego typu instytucji można by się spodziewać czegoś więcej, ale jak widać bezmyślność pojawia się wszędzie... To dotyka też różnych organizacji "przyrodniczych" - np. jedna z takich organizacji prowadziła akcję "sadzonka za baterię" - zbierali zużyte baterie a w zamian rozdawali... dęby czerwone...

4. Dotarcie do naszych decydentów jest w zasadzie niemożliwe. Wszystkie próby wprowadzenia rozwiązań ustawowych w postaci różnych projektów ustaw albo przepadają całkiem, albo są wypaczane do tego stopnia, że to co z nich zostaje nie służy już niczemu. Nie ma żadnej woli wśród naszych polityków aby zająć się tym problemem, jedyna nadzieja że może Unia narzuci kiedyś taki obowiązek. Trudno powiedzieć czemu tak się dzieje, zapewne chodzi o pieniądze. Walka z gatunkami obcymi jest bardzo kosztowna i w skali kraju były by to sumy gigantyczne. Ale zakaz sprzedaży sadzonek gatunków inwazyjnych nic by nie kosztował, no chyba że któryś z posłów ma w tym interes? W obecnej chwili jednak na takie rozwiązania nie ma co liczyć, dla naszych posłów ważniejsze są kłótnie i obrzucanie się błotem. Przyroda z reszta zawsze jest na ostatnim miejscu ich zainteresowań, a ministrowie środowiska często szkodzą przyrodzie zamiast ją chronić.
Jeśli jakaś gmina ma rozsądnego wójta i radnych, przepisy walki z gatunkami obcymi można wprowadzać w lokalnym prawie danej gminy. Są pojedyncze przykłady w Polsce. Niemniej są to przypadki bardzo odosobnione. U nas nie udało się przekonać lokalnych władz do takich rozwiązań.

5. Co szykuje się do inwazji? Jako przykład można podać sumaka octowca (Rhus typhina). Jeszce nie można mówić o inwazji, ale są symptomy świadcząc że ten gatunek przełamuje już pewne bariery. W krajach sąsiednich z resztą już zaczął stwarzać problemy.. a jest to gatunek o ogromnym potencjale inwazyjności. Jeśli uda mu się przełamać bariery środowiskowe może być bardzo groźny.
Od zachodu naciera już na nas amerykański niecierpek Impatiens capensis.

Gatunków takich jest więcej. Jako ciekawostkę podam jeszcze tylko dwa przykłady - co prawda na razie nie można mówić o inwazji, są to odosobnione przypadki, jednak pokazujące że gatunki te mają potencjał i trzeba im się dobrze przyglądać. jednym z nich jest znany wszystkim dobrze winobluszcz pięciolistkowy (Parthenocissus quinquefolia). Na swoim terenie mamy kilka przypadków gdzie gatunek ten wdarł się lokalnie do naturalnych ekosystemów.

Np. do olsu na skraju torfowiska:

































Oraz kilka przypadków w sosnowych borach:

































To są odosobnione przypadki, niemniej pokazują że trzeba zachować czujność.

Drugi gatunek to bergenia sercolistna (Bergenia cordifolia). Obecnie znany jest jeden tylko przypadek w Polsce - roślina ta uciekła z ogrodu i opanowała całkowicie lokalne zabagnienie tworząc zwarty łan na sporej powierzchni. Oczywiście pojedynczy przypadek jeszcze o niczym nie świadczy, ale pokazuje że roślina potrafi uciec i przetrwać w naturalnym środowisku.

#301
od maja 2010

2011.08.25 10:39 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Maciej Romański (wolf)
Jeszcze przypomniałem sobie o jednej sprawie. Lepiej nie dać się skusić na rdest (rdestówkę) auberta (Fallopia aubertii). Gatunek ten co prawda w obecnej chwili nie stanowi zagrożenia dla rodzimej flory, nie wykazuje tendencji do uciekania z hodowli... Jest polecany niecierpliwym, bo rośnie w tempie rakietowym... I tu leży problem. W ciągu kilku lat potrafi wytworzyć wielotonową biomasę. Bywały przypadki katastrof budowlanych - pod ciężarem pnącza zawalały się słabsze budynki. W błyskawicznym tempie przeżuci się na balkony sąsiadów a utrzymanie go w jako takich ryzach będzie wymagało sporo pracy...
i

#6501
od stycznia 2007

Ja także ogromnie skorzystałam z powyższych wiadomości i mam kandydata do posadzenia u siebie - będzie rósł u mnie wiciokrzew pomorski :-)))))
Mam zamierającą gruszę i chcę po jej pniu i koronie puścić właśnie pnącze, wiciokrzew pomorski wygra w tym przypadku z bluszczem Hedera helix :-)

#303
od maja 2010

2011.08.25 15:40 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Maciej Romański (wolf)
Do bezpiecznych pnączy można jeszcze dorzucić hortensję pnącą (Hydrangea petiolaris, Hydrangea anomala subsp.petiolaris). Ale nie zawsze się udaje, mimo że pono łatwa w hodowli ;-).
i

#243
od sierpnia 2006

Dzięki, Macieju, za cenne porady. Chmiel pójdzie przed taras, pewnie też jakaś fasola zanim nie urośnie, ale poczytałem o rdestówce Auberta i mimo ostrzeżeń (a raczej te ostrzeżenia mnie przekonały, że to jest to, o co mi chodzi) na pewno się skuszę. Mam dość nieciekawy, betonowy płot na działce i rdestówka wydaje mi się idealnym rozwiązaniem. Choć rośnie jak rakieta - takiego płotu nie przewróci. Zresztą zawsze lepiej przyciąć rdestówkę niż wymieniać paskudny płot. A o sąsiadów się nie boję: najbliźsi są w promieniu pół kilometra :)
A oto płotek do zasłonięcia

ogrodzenie

#304
od maja 2010

2011.08.25 23:17 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Maciej Romański (wolf)
Fallopia aubertii ma obecnie w Polsce status efemerofitu. Znaczy się że bywają przypadki ucieczki tego gatunku z hodowli jednak rzadkie i rośliny nie przeżywają (na razie) dłużej w naturalnym środowisku.

To czy płot wytrzyma... to się okaże ;-). Utrzymanie tego pnącza w ryzach na takiej długości będzie dość pracochłonne. Jednak zalecał bym ostrożność z radosnym sadzeniem tegoż gatunku na większym obszarze.

Zachowując odrobinę cierpliwości, w takim miejscu mogła by nieźle rosnąć hortensja pnąca. Ona powoli rośnie tylko na początku, potem znacznie przyspiesza (nawet do 1m rocznie) i chyba jednak jest przyjemniejsza dla oka, ale to kwestia gustu.

I jeszcze przypomniałem sobie o spokojnym i pięknym pnączu - glicynia kwiecista (Wisteria floribunda). Do wyboru jeszcze może być np. Actinidia (a owoce da się zjeść od biedy ;-) bo to jest po prostu kiwi), mamy jeszcze cytryniec chiński (Schisandra chinensis) - tyż piękne i grzeczne.

Pewnie dało by się jeszcze coś wyszukać, tego jest dużo.

Uważać za to trzeba z dławiszami (Celastrus). Oficjalnie statusu inwazyjnych nie mają, są pojedyncze doniesienia o ucieczkach, ale jest to pnącze dość kłopotliwe dla otoczenia... Nazwa zobowiązuje - rozpełza się po okolicy i "dławi" kogo dopadnie ;-) Nie ważne co - jak dopadnie drzewko owocowe.. zadławi, jakieś krzewy staną na drodze - zadławi... nawet większe drzewa nie są w jego sąsiedztwie bezpieczne. Znam przypadek wywalenia się sporej sosny pod ciężarem dławisza ;-).

#305
od maja 2010

2011.08.25 23:32 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Maciej Romański (wolf)
Odnośnie Carex brizoides - nie śledziłem zbytnio literatury dochodzącej tego gatunku. Z tego co wiem gatunek ten rozprzestrzenia się w zaburzonych ekosystemach, szczególnie prześwietlonych. Ogranicza występowanie niektórych gatunków runa leśnego działając alleopatycznie. Jednak innym gatunkom wydaje się sprzyjać. Nie wpływa też na przeżywalność siewek drzew. W miarę wzrostu zacienienia, nie utrzymuje się w danym miejscu. Inwazja ma raczej charakter lokalny i przejściowy. Te "lasy" na zdjęciach wyglądają na silnie zaburzone, co jest raczej eufemizmem. W tak silnie przekształconych środowiskach łatwo dochodzi do masowego rozwoju pojedynczych gatunków. W sosnowych nasadzeniach bardzo często dochodzi np. do inwazji Calamagrostis arundinacea, również rodzimego gatunku, który w lasach o tylko nieco bardziej naturalnym charakterze nie wykazuje inwazyjnych zapędów.
i

#338
od maja 2007

2011.08.27 10:06 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Michał Smoczyk (michau)
Odnośnie Carex brizoides, w Sudetach jest dość ekspansywna również na siedliskach wilgotnych łąk z rzędu Molinietalia.

#306
od maja 2010

2011.08.27 17:41 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Maciej Romański (wolf)
U mnie (na dalekim północnym-wschodzie) problem Carex brizoides nie istnieje. Ale zacząłem trochę grzebać, czy nie ma w sieci dostępnych publikacji i znalazłem też doniesienia z pomorza, gdzie inwazje Carex brizoides pojawią się w prześwietlonych łęgach i grądach. Autor jednak opisywał ustępowanie tego gatunku wraz ze wzrostem zwarcia drzewostanu i zacienienia.

Nie znasz może jakiegoś bardziej kompleksowego opracowania dotyczącego tego gatunku? To co znajduję jest bardzo wyrywkowe, dotyczy regionalnych incydentów, brak szerszego spojrzenia na problem.

#758
od lutego 2007

2011.08.27 18:18 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Piotr Kobierski (koberek)

#308
od maja 2010

2011.08.27 18:31 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Maciej Romański (wolf)
Dzięki za linki
Szkoda że tylko abstrakty są dostępne za darmo :/

#767
od lutego 2007

2011.09.01 18:45 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Piotr Kobierski (koberek)
Jak już mówimy o roślinach inwazyjnych to np. problemem jest tawuła kutnerowata.
Tu na zdjęciu na torfowisku z Erica tetralix.

#311
od maja 2010

2011.09.01 22:50 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Maciej Romański (wolf)
U mnie w regionie, na szczęście ta tawuła nie występuje. Ale w innych regionach Polski potrafi niestety nieźle nabroić...

No to dorzucę jeszcze kilka intruzów ze swojego podwórka:

W tej chwili wróg numer jeden - Impatiens glandulifera, bestia w owczej skórze. Atakuje głównie doliny rzeczne, ale potrafi tworzyć wielkie skupienia i w lasach. To potwór wypierający wszystko inne.





Oczywiście jest też Impatiens parviflora. Bitwa raczej przegrana, chyba że sprowadzimy miliard chińczyków żeby go przez następne lata wyrywali...



Oczywiście Echinocystis lobata... poniżej właśnie w trakcie ataku na zabagnienie (tak było kilka lat temu, teraz już jest tam znacznie gorzej):



Kolejny potwór... U mnie akurat klimat jeszcze utrzymuje go w ryzach, ale kto wie jak długo... gatunek obecny na liście 100 najbardziej niebezpiecznych gatunków inwazyjnych świata... W innych rejonach Polski sieje spustoszenie. Oto Reynourtia japonica.... Ją można zniszczyć, ale to kosztuje ogromne pieniądze i wymaga bardzo uważnej pracy. Ciężko w Polsce znaleźć firmę, która potrafi to zrobić na tyle starannie, aby było skuteczne... Wystarczy 50 g tkanki, żeby tej hydrze odrosło '100 nowych głów"



Oczywiście Rosa rugosa. Lokalnie jest groźna. na szczęście ogranicza swoją inwazję tylko do pewnych typów siedlisk:



No i Solidago gigantea i canadensis (tu na zdjęciu akurat S. gigantea). U mnie w regionie, jeszcze nie jest zbyt rozpanoszona. Ale w promieniu do 100 km, jest już w pełni swoich sił inwazyjnych. Jeszce jest czas, żeby przynjamniej tutaj, lokalnie, urwać jej łeb...



I kolejne stanowisko na którym Parthenocissus quinquefolia "ruszył w plener". Obawiam się iż ten gatunek jednak przełamuje właśnie barierę i wkrótce może stać się koleinym bardzo kłopotliwym gatunkiem...



To oczywiście nie wszystko. Do zestawu można dodać Heracleum sosnowskyi, Quercus rubra, Prunus serotina, oraz Rudbeckia lacinata, która również dość niedawno zerwała się z uwięzi w ogrodach przydomowych i właśnie lokalnie zaczyna wkraczać w doliny rzeczne. Oczywiście jest więcej gatunków obcych. Ale w tej chwili i w tym miejscu nie mają one istotnego wpływu na naturalne ekosystemy, utrzymują się one na siedliskach dość silnie przekształconych, głównie na przydrożach czy ugorach i na razie, nie mają tendencji do inwazji.
i

#602
od lipca 2007

Jak ktoś by chciał pdf-y cytowanych artykułów, to moge sciagnąć i przesłać. Z racji pracy mam bezpłaptny dostęp do wiekszości baz naukowych.

#333
od maja 2010

2011.09.26 17:53 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Maciej Romański (wolf)
A to jeśli można prosić, to byłbym wdzięczny :-)

#604
od lipca 2007

A mozesz podać na PW prywatny e-mail ?

#2658
od lipca 2004

2011.10.24 23:19 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Bogusław Mazurek (bogdan)
Dopiero teraz trafiłem na ten WYŚMIENITY wątek :-)

Ze smutkiem muszę przyznać, że większość prezentowanych gatunków inwazyjnych w moich okolicach, niestety coraz częściej i w coraz większym nasileniu spotyka się w "dzikim" plenerze, a nie tylko w terenach zurbanizowanych, ruderalnych itp.

Jak wcześniej zauważył Maciek, problem z tymi gatunkami staje się niestety coraz bardziej "rozwojowy" wraz z upływem czasu :-(

Jakieś programy edukacyjne, granty i licho wie co jeszcze, jak najbardziej wskazane. Jednak jest to trudna, mozolna a czasami wręcz syzyfowa misja :-(
Ta rzeczona "świadomość społeczeństwa" w większości przypadków wykazuje jak bardzo dużo jest do zrobienia.

Nie raz miałem okazję przekonać się, będąc w plenerze lub na wsi ze znajomymi, rodziną czy dziećmi, że pokazując i opowiadając o zagrożeniu stwarzanym przez te inwazyjne gatunki, słuchano i patrzono na mnie, jak na "lekko szurniętego"
No, może przeproszę dzieci, ponieważ jedynie moje nastoletnie córki wykazywały jako takie zainteresowanie tematem.
Może w dobie wszechobecnej teraz w szkołach ekologii, warto było by starać się tam, czyli w edukację młodych, "wcisnąć" odrobinę tematu. Choćby jakieś wzmianki w nowo redagowanych podręcznikach.
Chyba jednak się rozmarzyłem ;-D

Bo proszę mi powiedzieć, jak dotrzeć do przeciętnego Kowalskiego z informacją, że rozległe łany śródleśnych nawłoci, nieprzebyte gęstwiny winobluszczy, malownicze połacie róży pomarszczonej, wyniosłe, bujne i okazałe kępy ładnego przecież rdestowca, intrygujące owoce kolczurki oplatające nadwiślańskie łęgi, barwne, delikatne i kruche niecierpki, że to wszystko jest zagrożeniem???
Przecież w powszechnym odbiorze, jest to piękna, bujna i dzika "przyroda Polska" !!!
Te rośliny "cacy", a te inne "bee". Dlaczego? Przecież nie parzą, nie kłują (oprócz róży, ale ładna), nie trują. Więc co nam szkodzą, w czym zagrażają ??????????

Ciężka sprawa i droga daleka.

#1286
od stycznia 2007

Jestem świadom tego zagrożenia jakie niosą ze sobą rośliny ekspansywne, które "wydostały się" z ogrodów, które zostały do nich sprowadzone chyba tylko dlatego, że są ładne i może jeszcze - że są inne niż nasze rodzime -. Wraz z "wyjściem" tych roślin przestają one interesować właścicieli ogrodów kwiatowych i zostają wprowadzane kolejne obce - . I tak będzie działo się do czasu, aż wkroczy tu prawo ze swoją ciężką i silną ręką.

Ale jak na to zareagują i pszczelarze, dla których cenną rośliną jest klon jesionolistny, którego to kwiaty są bardzo wczesnym źródłem pokarmu (pożytku) dla pszczół, kiedy naszych rodzimych wierzb ( np. wierzba iwa ), tak bardzo wcześnie kwitnących, mamy niewiele?

Co powiedzą pszczelarze, kiedy zaczniemy niszczyć duże łany nawłoci ( Solidago) obcego pochodzenia i bardzo inwazyjnych roślin zajmujące tereny, którymi przestał interesować się np. rolnik., kiedy ta roślina jest licznie odwiedzana przez pszczoły, ponieważ kwitnie późno, kiedy to zdecydowana większość roślin rodzimych przekwitła?

Zmartwią się pszczelarze też - i to bardzo - również niszczeniem doskonałej bazy pokarmowej jaką są łany niecierpka gruczołowatego (Impatiens glandulifera) należącego do najbardziej miododajnych roślin w Polsce, wyrastające nad rzekami i stawami (nawet w łanach trzciny pospolitej) i kwitnące u schyłku lata, kiedy większość roślin krajowych jest w następnej fazie lub ma wytworzone pędy owoconośne.

A wielu narzeka, że mało jest miodu i musimy go - wątpliwej jakości - sprowadzać np. z Chin. To jest spowodowane także i tym, że mamy mizerne pastwiska pszczele, kiedy pszczelarze np. Kanady tego problemu nie mają.


Ps. Jestem - od niedawna - pszczelarzem amatorem i korzystam ze znajomości roślin.

Pszczoła na nawłoci późnej


Niecierpek gruczołowaty i nawłoć późna w łanie trzciny pospolitej


Pszczoła na kwiecie niecierpka gruczołowatego


Pszczoła na kwiatach klona jesionolistnego


(wypowiedź edytowana przez zwieros 05.listopada.2011)

#1
od maja 2015

Wydaje mi się, że w dyskusji brakuje bardzo istotnego głosu, a mianowicie uwzględnienia interesów pszczelarzy i pszczół przy okazji.
Pszczoły są gatunkiem zagrożonym wyginięciem i podtrzymywanym przy życiu przez człowieka. Wiele jest przy tym nadużyć i wolałbym jakąś formę pszczelarstwa ekologicznego, ale jak na razie jest ono w fazie eksperymentów. Wszystko przez - no właśnie - zawleczonego ze wschodu pasożyta - warozę. Pasożyt ten nie zwalczany chemicznie wykańcza rodzinę pszczelą po trzech latach. Zapaleńcy eksperymentują, próbując wyhodować pszczołę odporną na warrozę, lub też wynaleźć metodę hodowli, która utrudni inwazję warrozy. Pewne sukcesy są juz od dawna ("ramka pracy").

Teraz o roślinach pozytkowych dla pszczół. W pszczelarstwie owe "lasy robiniowe" to bardzo istotny element gospodarki w czerwcu. Miodek akacjowy smaczny jest. Można by go zastąpić czyms innym, ale w moim regionie nie widzę masowych upraw gorczycy, sparcety, barszczu zwyczajnego, facelii, kozieradki, szałwi, żmijowca, kocimiętki, łyszczca, szanty, wielosiłu, przetacznika, nostrzyku, rezedy czy serdecznika. Więc jak przyjdzie prikaz z UE i wytną rosnące przed moim domem robinie, to pszczoły będą głodować i trzeba je będzie dokarmiać cukrem.

Kolejny problem to wycinanie alei lipowych (wiadomo - samochodziarze pędzą do miasta, a lipy im zagrażają). Nie widzę więc plantacji żmijowca greckiego, kłosowca, kolendry, lawendy, mikołajka, bazylii, chabrów, jeżówki, ruty, szczeci, ślazowca, trojeści krwistej, trędownika, ostrożenia, popłochu, dalii, nostrzyka żółtego, lubczyka, prawoślazu, pszczelnika, rożnika - czyli wszystkich tych roslin, które mogłyby zastąpić lipy. No nie wspomnę już o obcych lipach - japońskiej na przykład.

Potem przychodzi sierpień. W polskim klimacie prawie nic nie kwitnie poza gryką, której też prawie nikt juz nie uprawia, bo cena jest zabójczo niska. Czy trzeba się dziwić, że pszczelarze kochają nawłoć? Sam miód nie jest specjalnie smaczny, ale pszczoły moga się przygotować do przetrwania zimy. Marzymy o masowym wystepowaniu przegorzanów, ale jak sobie, pszczelarzu, sam nie posiejesz, to mieć nie będziesz.

Przepraszam za ten przydługi komentarz, ale warto sprawę rozważyć.

Podsumowując, proszę Was, zaproponujcie rodzime rośliny miododajne (dla pszczół, nie tylko dla trzmieli), które pszczelarze mogliby hodować w ogródkach, propagować wśród sąsiadów i dzięki temu przyczyniać się do uratowania ojczystej przyrody!

#82
od czerwca 2008

RE: Pszczoły są gatunkiem zagrożonym wyginięciem i podtrzymywanym przy życiu przez człowieka. Wiele jest przy tym nadużyć .... Wszystko przez - no właśnie - zawleczonego ze wschodu pasożyta - warozę. Pasożyt ten nie zwalczany chemicznie wykańcza rodzinę pszczelą po trzech latach.
...............................................................................

- z całym szacunkiem, ale proszę uważnie obejrzeć ten film:

http://zalukaj.tv/zalukaj-film/21839/wiecej_niz_miod_more_than_honey_2012_.html

pozdrawiam

#1632
od maja 2007

2015.05.02 11:53 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Roman Ryś (borealis)
Fascynujący, pouczający i przestrzegający nas film
« » Botanika « Archiwum « Archiwum 2011-12 «
Główna Ostatnia doba Ostatni tydzień Szukaj Instrukcja Kopiuj link Kontakt Administracja
ta strona używa plików cookie — więcej informacji