Po Skałce Triasowej oraz Gliniaku ważną atrakcją turystyczną Bolęcina jest domniemany Gródek Stożkowy przy granicy z Młoszową. Znalazł się on na trasie oznaczonej kolorem jasnożółtym.
Początkowo okolica jest niezbyt ciekawa, szczególnie w taki pochmurny dzień. Przecina ją wąski szlak wydeptany przez zwierzynę, raczej dwunożną.
W drzewostanie dominuje nalot, desant lekkiej kawalerii powietrznej pod postacią sosny zwyczajnej - Pinus sylvestris.
Kiedy wyszedłem na ścieżkę prowadzącą do celu zaskoczyły mnie głębokie, szerokie koleiny. To nie mogły być "dziki czterokołowe", których obecność odnotowywałem w poprzednich latach.
Po prawej stronie drogi znajdują się zapory z roślinnego drutu kolczastego, czyli jeżyn - Rubus sp. sp.
Na lewo mijam kolejną nieco opaloną sosnę zwyczajną - Pinus sylvestris.
A to już sam Gródek. Kiedyś w tej okolicy na drugą stronę rzeki przeprawialiśmy się ma małym mostku, zepchniętym teraz na prawo.
Stąd zerkam na południowy wschód. Na horyzoncie widać Gliniak. Na pierwszym planie mamy Chechło skrywające się wśród trzciny pospolitej - Phragmites australis.
Od tamtego czasu nie byłem w tej okolicy, a fakt zagrożenia potencjalnego obiektu archeologicznego został zgłoszony wiadomym służbom. One też milczą. Milczą także na prośbę o wyrażenie zgody na przeprowadzenie tutaj badań archeologicznych przez nasze Muzeum.
Zbliżony chyba charakterem średniowieczny gródek stożkowy znajduje się też w Sosnowcu-Zagórzu, odpowiedniego zabezpieczenia i badań archeo i temu bolęckiemu więc życzę!
Nasi muzealni archeolodzy mają go na oku, ale jeszcze nie dostali licencji na kopanie. A poza tym i tak brak kasy na jakiekolwiek badania. Gródek z Sosnowca Zagórza znam dobrze, ponieważ robiłem w jego okolicy badania florystyczne z prof. Adamem Rostańskim. Jest pokaźna seria fotoreportaży.