... troszeczkę przypalił mi się**:-)
Na wstępie zaznaczę, że grzybki zebrane i skonsumowane poza granicami naszego kraju. W Polsce wszystkie smardzowate są objęte ochroną prawną.
Sos już przygotowałem przed tygodniem, nie czytając rad Jolki z wątku
Przygotowałem zwyczajnie mitrówki
- masło
- cebulę
- ziemniaczki
Cebulę wcześniej poddusiłem 15 minut, później dorzuciłem grzybki i zapomniałem wyłączyć komputera i GG zaplumkało... a sos miał dusić się jeszcze tylko 10 minut...
Krótka wrażenia smakowe po tygodniu od skonsumowania.
Grzybek lekkostrawny, choć trzonki mają konsystencję nieco gumowatą (odczucie jakby się jadło mokry papier), więc raczej nie polecam.
Natomiast główki jak najbardziej w porządku. Delikatne w smaku. Choć jednak bardziej cenię sobie krążkówki
Opinia: grzyb jadalny. Ale czy dobry?
Przyznam, że muszę przyrządzić je jeszcze raz, ale według innej receptury. Tym razem bez cebuli (jak sugeruje Jolka) i nie przypalając;-)
Grzybiorz
----------------------------------------------------------------------------------
** - zaggadałem się na GG;-)
Nie oddzielałbym nóżek od kapeluszy. Jak najbardziej z cebulką. Zaprawiłbym jak już odparuje - jajkiem. Z przypraw tylko dałbym sól. W zalezmności od smaku, może dodałbym pieprzu, ale nie wiem, jaki to smak bo nie jadłem.
Gdybym robił smardze na obiad, to cebulke dusiłbym z wędzonym boczkiem ( kosteczki). Bez tego dodatku ale tylko z jajkiem serwowałbym z pieczywem. Ale sobie smaku narobiłem:- (( (
Półtoragodzinny dzisiejszy wyskok na mitrówki. Nie powiem ile "nakosiłem":-)
W każdym razie limit półtorakilowy został nieprzekroczony:-)))
Krótko. Tak dla smaku na kolację smażyłem je przez 6 minut w masełku...
... i "wszamałem" na bułeczce.
Jutro jeszcze na śniadanie zrobię z nimi jajecznicę. Na zupkę i inne eksperymenty nie znajdę już czasu... Więc je tylko sobie ususzę.
W każdym razie jest to dobry grzyb jadalny.
Co prawda bardzo smacznym smardzom jadalnym (Morchella esculenta) nie dorównuje, mimo to jak najbardziej je polecam.
Choćby ze względu na delikatny smak, który porównując, ma się jak smak czernidłaka kołpakowatego do kani:-)
Narobiłeś smaka:-)))
1 maja będziemy wszamać wszelkie smardzowate (mamy nadzieję) i to jeszcze zgodnie z prawem i bez limitu...
A tu nad morzem możemy sobie je pooglądać...
Masz już jakieś zagłębie truflowe na Wyspach?:-)))
Słyszałem, słyszałem, że... emigrujecie za smardzami:-)))
Spokojnie znajdziecie. To macie jak w banku.
Chętnie poczytam i wypróbuję dobry przepis na danie smardzowe. Liczę choć na króciutki Wasz wątek.
Ja także oblizałem się smakiem na widok moich zeszłorocznych
Choć nie żałuję, bo dobrze poznałem ich naturę przy cotygodniowych obserwacjach.
Mimo to tam u Was nad morzem dobrze jest sobie znaleźć, choć kilka miejscówek.
Uchodzi tam przecież największa z polskich rzek... To tak na przyszłość:-)
Jeśli chodzi o trufle. No cóż, nie miałem jak dotąd szczęścia. Nawet marnego jeleniaka. Natomiast wiem, że takie stanowiska tutaj istnieją. To pewne.
Na poważniejsze poszukiwania wybieram się raczej dopiero w sierpniu albo za rok, dwa...
Mam kilka typów, ale te sprawy zeszły jakoś ostatnimi miesiącami na dalszy plan.
Życzę miłego smardzowania!
PS. Od znajomych dowiedziałem się, że widzieli w polskim sklepie w Newcastle upon Tyne smardze w sprzedaży (w małym słoiczku, chyba marynowane - nie jestem pewien?). Cena: 3. 5 funta = ok. 14 zł.