Witam,
ostatnio doszły mnie niepokojące informacje, że kanie (te jadalne gatunki) mogą być toksyczne same w sobie tzn. że absorbują bardzo duże ilości toksyn z podłoża. Informacja pochodzi od członka krakowskiego stowarzyszenia grzybiarzy. Podobno 1 na 10 kani jest toksyczna i można się nią poważnie zatruć.
Czy to możliwe? Bo jakoś nie chce mi się w to wierzyć..
Może ktoś spotkał się z podobną opinią lub ma jakieś solidniejsze info na ten temat.
Z góry thx za odpowiedź,
Andrzej
Oho, powraca temat 'trujących' kani z okresu ogórkowego sprzed chyba 2 lat. Tym razem w jakiejś nowej odsłonie, czyli toksyczność wtórna.
Grzyby jako takie mają tendencję do absorpcji różnych szkodliwych związków, np. metali ciężkich. Nie sądzę, aby Macrolepiota wyróżniały się jakoś w tym względzie in minus.
A jakie to miałyby być te toksyny z podłoża? Las jako taki, z dala od terenów przemysłowych powinien być 'czysty'. Nie wiem jak wygląda sprawa z opryskami na szkodniki.
Z drugiej strony nie zbieram żadnych grzybów na terenach parkowych, czy silnie pielęgnowanych. Nie wiadomo, jakie środki uprawy/ochrony roslin tam stosują.
Nie wiem. Jadam kanie od lat w ogromnych ilościach, z różnych środowisk i żyję.
Sprawa o której pisze Adam jest z ubiegłego roku, i jest wyczerpująco przedstawiona tutaj:
Generalnie wydaje się, że wokół kani powstaje jakiś nowy zespół mitów :)
Dezinformujący artykuł z zeszłego roku zrobił plum w memicznej przestrzeni i teraz fala rozchodzi się a jej echa docierając już do mnie w różnorakiej postaci.
Zwykle ludzie zapytują się o "ale co to jest ta trujaca kania podobna do normalnej".
Trudno dyskutować z dezinformacją, w zasadzie jest to w wymiarze społecznym beznadziejne, w jednostkowym zwykle da się :)
Marek Snowarski napisał:
--------------------------------------------------------------------------------
Sprawa o której pisze Adam jest z ubiegłego roku, i jest wyczerpująco przedstawiona tutaj:
--------------------------------------------------------------------------------
Otóż to! O to mi chodziło, tylko o tym nie wiedziałem;) Ja o tym widziałem jakiś nius w środkach masowego przekazu, ot taki 'michałek', ale mam uraz. Dziękuję za link, przestudiuję go uważnie w wolnej chwili.
Odkąd zacząłem zbierać grzyby byłem straszony różnymi podaniami i legendami o silnie trujących grzybach, co wyglądają kropka w kropkę jak te jadalne (i nauka oczywiście o nich nic nie wie) i że ludzie się trują i że wcześniej czy później mnie też to czeka. Kwitowałem takie opowieści pobłażliwym wyrazem twarzy. Ale te dziennikarskie doniesienia, o zdradliwych 'nowych' czubajkach jednak mnie wystraszyły. Dostałem urazu i kulinarnie ograniczyłem się tylko do Macrolepiota procera, jako gatunku, który mam 'opanowany' i na pewno jadalnego. Trzeba będzie kiedyś zagłębić się w Macrolepiota i nauczyć się w końcu różnic pomiędzy różnymi gatunkami czubajek.
Cytowany przeze mnie wątek znajduje się w dziale "folklorystycznym".
Jeśli byś miał do dodania jakieś ciekawostki to bardzo proszę. Te sprawy mnie dość interesują.
Co do jedzienia czubajek, to osobiście poza czubajką kanią (i jej nieco drobniejszymi nieodróżnianymi zwykle krewniakami +- Macrolepiota konradii) ze względów smakowych nie widzię alternatywy. Jedynie czybajka kania ma przyjemny zapach.
Czubajka czerwieniejąca, czy jej odmiana ogrodowa, mają owszem masę ale bez aromatu.
Zresztą o gusty nie ma się co spierać :)
Trwają prace nad domestyfikacją czubajki kani. Badania prowadzi p. doc. Smolińska z Instytutu Warzywnictwa w Skierniewicach. Może ona wie coś więcej na ten temat.
Albo potrafi zbić argumenty powtarzane w prasie na zasadzie poczty pantoflowej. niedługo będę w Skierniewicach to zajrzę do pani Smolińskiej. Obiecuję podać do publicznej wiadomości, to czego się dowiem.